19 kwietnia
piątek
Adolfa, Tymona, Leona
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Dlaczego Brexit?

Ocena: 0
1794

Integracja europejska służy głównie elitom, szczególnie wielkiemu biznesowi, a nie przeciętnemu obywatelowi. Nie jest to jedyny, ale bardzo istotny czynnik, dla którego Brytyjczycy powiedzieli: „Żegnaj, Unio”.

Dla Polaków, którzy nieustannie słyszą o miliardach euro płynących do naszego kraju w postaci funduszów spójnościowych, ten punkt widzenia jest trudny do zrozumienia. Niestety, nad Wisłą mało kto dostrzega ujemne, a ukryte strony integracji. Większość członków polskich elit, tak jak i ich zachodnich kolegów, patrzy na tę sprawę z punktu widzenia swojego własnego, wąsko pojętego interesu. Z tego względu mało kto troszczy się o zrobienie rachunku strat i pożytków płynących z tego procesu. Szeroko omawia się korzyści, owe fundusze, podczas gdy koszty są zupełnie pomijane. Fakt, że pomimo przepływu sporych sum z Brukseli stopa życiowa w Polsce jest dużo niższa niż w krajach „starej” Unii, dowodzi nie tylko nieefektywności rodzimej polityki gospodarczej (o czym przy innej okazji), ale i tego, że koszty wejścia do UE (trudne do dostrzeżenia gołym okiem) przewyższają łatwo postrzegane pożytki.

 

Utracone alternatywy

W ekonomii jednym z podstawowych pojęć jest koszt utraconych alternatyw, czyli analiza tego, co by się stało, gdyby zaszły jakieś inne zjawiska. Przed wejściem do Unii w Polsce nie dokonano analizy, która brałaby pod uwagę scenariusze alternatywne: jak rodzima gospodarka rozwijałaby się poza UE?

Na przykład, gdyby Polska nie była członkiem Unii, wszelkie inwestycje zagraniczne byłyby kontrolowane przez nasz rząd. Zakładając, że rodzima władza dbałaby o nasz interes narodowy, trudno by było sobie wówczas wyobrazić, by polska gospodarka została poddana tak dogłębnej kontroli przez kapitał zagraniczny, jak to ma miejsce obecnie.

Weźmy pod uwagę handel detaliczny. Jest to branża, która nie wymaga wielkich nakładów kapitałowych, zatem były wszelkie podstawy ku temu, by powstały polskie sieci handlowe. Tymczasem dziedzina ta jest zdominowana przez koncerny zagraniczne, i fakt ten ma ogromne znaczenie dla reszty gospodarki.

Zachodnie sieci handlowe od dziesiątków lat współpracują ze „swoimi” wytwórcami wszelkiego rodzaju towarów, poczynając od wody gazowanej, poprzez bieliznę osobistą, a kończąc na elektronice. Polscy producenci tych towarów mają kłopoty z wejściem na rynek, ponieważ zagraniczne sklepy mają już dawno ustanowione stosunki handlowe z innymi dostawcami. W biznesie podstawową sprawą jest ograniczanie ryzyka, a kupowanie towaru, nawet tańszego, u nowego kontrahenta nieodłącznie wiąże się z ryzykiem. Nie wiadomo, jak długo ten nowy dostawca utrzyma się na rynku, czy na długą metę utrzyma obecne ceny i jakość, czy zdoła zwiększyć produkcję, gdy zajdzie taka potrzeba; nie wiadomo także, jak sprawy potoczą się w zakresie dziesiątków innych kwestii, które decydują o sensowności zawarcia z nim kontraktu. Dla wielkich sieci bezpieczniej jest więc kupować nawet pietruszkę w firmie, którą zna się od wielu lat, niż w jej polskim odpowiedniku. Jeśli już kupuje się towar wytwarzany w Polsce, to raczej w polskiej filii dobrze znanego kontrahenta. Zatem nie tyle chodzi o dyskryminację, ile o zwykłą kalkulację gospodarczą, skutkiem której rodzimym przedsiębiorstwom trudno się przebić na rynek.

W wyniku 40 lat przynależności 
do Wspólnoty Europejskiej i UE 
wielkie przedsiębiorstwa brytyjskie 
nie zdołały podbić rynków na kontynencie. 
Bilans nie wypada dla Wielkiej Brytanii pomyślnie

Z powodu opanowania handlu detalicznego przez zachodnie firmy cierpią polscy wytwórcy, szczególnie drobni. Nie są oni w stanie rozwijać się tak szybko, jak by mogli, gdyby handel był w naszych rękach. Rodzące się polskie sieci handlowe z konieczności opierałyby się na polskich dostawcach i tym samym polska gospodarka rozwijałaby się szybciej, notowalibyśmy niższe bezrobocie, płace rosłyby szybciej i setki tysięcy rodaków nie byłyby zmuszone do emigracji. To samo dotyczy wielu innych branż. Polska jest wystarczająco dużym rynkiem, aby zapewnić dobry start wielu przedsiębiorstwom, ale te możliwości znikły w momencie, gdy weszliśmy do Unii, ponieważ firmy zagraniczne uzyskały niczym nieskrępowany dostęp do naszego rynku, a ten został przez nie opanowany.

Mówiąc wprost: fundusze spójnościowe to niewielka kompensata za utratę suwerenności ekonomicznej – poddanie naszej gospodarki pod kontrolę zagranicznych koncernów. Aby nie być gołosłownym, dam jeszcze jeden przykład: bez opanowania bankowości przez zachodnie interesy nie byłoby pożyczek we frankach szwajcarskich.

 

Ryzykowne euro

Podobne procesy miały miejsce w wielu innych krajach. W Wielkiej Brytanii upadł praktycznie cały przemysł, który nie wytrzymał konkurencji z firmami niemieckimi. Na wejściu do Wspólnego Rynku, poprzedniku Unii europejskiej, skorzystały brytyjskie instytucje finansowe, głównie banki, stąd też w Londynie zdecydowanie zwyciężyli zwolennicy pozostania w UE. Niemniej reszta gospodarki poniosła straty i, z punktu widzenia przeciętnego Brytyjczyka, koszty przewyższyły pożytki. Dodajmy, że w UE kraj ten cieszył się specjalnymi przywilejami: wysokość wpłat netto do budżetu Unii była nieproporcjonalnie niska w stosunku do zasobności tego kraju.

Rachunek pożytków i kosztów zmienił się radykalnie po wprowadzeniu euro. Zamiast dokonać dogłębnej analizy traconych alternatyw, elity Grecji czy Włoch z zachwytem przyjęły ten pomysł. Owszem, jak zawsze, pewne grupy ciągną korzyści z tego faktu. Dzięki likwidacji ryzyka walutowego greccy armatorzy, rejestrujący swoje firmy w rajach podatkowych, mają się świetnie. Podobnie dzięki zamianie lira na euro kontrolowany przez rodzinę Agnellich Fiat był w stanie przejąć amerykańskiego Chryslera. Z tym że dziś siedziba koncernu Fiat Chrysler mieści się w Londynie, a nie w Turynie.

Ale dla przeciętnego Greka i Włocha decyzja o przyjęciu euro oznacza katastrofę. Szczególnie wysoką cenę za tę pomyłkę płaci młode pokolenie – w Grecji i Hiszpanii stopa bezrobocia w tej kategorii wiekowej przekracza 50 proc. Równie źle wyglądają sprawy z punktu widzenia przeciętnego mieszkańca Francji, nie mówiąc o Portugalii. Nawet w tak zasobnym i stabilnym kraju jak Austria obywatele są wysoce niezadowoleni, co z całą mocą objawiło się podczas ostatnich wyborów prezydenckich. Po tym, jak Nokia przestała być światowym potentatem w produkcji telefonów komórkowych, sytuacja gospodarcza w Finlandii uległa gwałtownemu pogorszeniu, co natychmiast odbiło się na nastrojach wobec Unii.

Dla wielkich koncernów nie ma nic wspanialszego niż wielkie rynki, które nie są chronione żadnymi barierami, włącznie z ryzykiem walutowym. Im większa jest firma, tym wyższe są pensje kadry zarządzającej. Jest w tym pewna logika, niemniej wynagrodzenia dla tych ludzi rosły w zawrotnym tempie. Biorąc pod uwagę, że ostatni kryzys był wynikiem karygodnych błędów prezesów wielkich przedsiębiorstw, w szczególności banków, można mieć wątpliwości co do zasadności tego zjawiska. Natomiast jeśli chodzi o wynagrodzenie przeciętnego pracownika, to w tym zakresie panował zastój, ponieważ można go straszyć groźbą przeniesienia fabryki w kraju, w którym płace są niższe. Z punktu widzenia mniejszych firm i szarego obywatela integracja europejska jest mało atrakcyjna.

W sumie główne korzyści z istnienia UE i wspólnego rynku przypadają wielkim koncernom i krajom, w których mają one siedziby. Polska, tak jak Grecja, Portugalia, Hiszpania, a nawet Włochy do takich państw nie należą. W wyniku 40 lat przynależności do Wspólnoty Europejskiej i UE wielkie przedsiębiorstwa brytyjskie nie zdołały podbić rynków na kontynencie. Bilans przynależności do Europy nie wypada dla Wielkiej Brytanii pomyślnie. Płynie stąd istotna lekcja dla Polski – obyśmy jej nie przeoczyli.

Kazimierz Dadak
Autor jest profesorem Hollins University w Stanie Wirginia (USA)
fot. PAP/EPA/ANTHONY DEVLIN, PAP/EPA/DANNY LAWSON

Idziemy nr 27 (561), 3 lipca 2016 r.

 

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 18 kwietnia

Czwartek, III Tydzień wielkanocny
Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba.
Jeśli ktoś spożywa ten chleb, będzie żył na wieki.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 6, 44-51
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Najczęściej czytane artykuły



Najczęściej czytane komentarze



Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter