19 kwietnia
piątek
Adolfa, Tymona, Leona
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Embargo gorsze niż mróz

Ocena: 0
5294
– Poziom tej pomocy jest nieproporcjonalny do poziomu strat, a mechanizm wycofania nadmiaru owoców z polskiego rynku nie sprawdza się – ocenia Puncewicz. Polscy sadownicy otrzymali minimalne dopłaty do hektara, Unia stworzyła też mechanizmy wycofania z rynku nadmiaru produktów. Chodzi w nich o to, by rolnicy mogli gdzieś jabłka sprzedać, a z drugiej strony, by zmniejszyć nadpodaż owoców na rynku i przez to zapewnić wyższą cenę zakupu. Rolnicy indywidualni mogą więc przekazywać nadmiar jabłek do Banków Żywności. Rolnicy składają najpierw wniosek o wycofanie owoców z rynku, dostarczają jabłka do Banków Żywności, a Agencja Rynku Rolnego wypłaca im po kilku miesiącach dotacje stosownie do liczby oddanych kilogramów. Za pośrednictwem Banków owoce powinny trafić do grup potrzebujących w takich instytucjach, jak szkoły, domy pomocy, więzienia.

– Banków Żywności w Polsce jest zbyt mało. Wiemy też, że nie zawsze owoce docierają do grup docelowych, ale dystrybuowane są dość dowolnie. Jeśli konsument w małym mieście ma do wyboru: pójść i wziąć owoce za darmo lub kupić je w supermarkecie, to wybierze pierwszą możliwość. Supermarkety wiedzą, w jakiej jesteśmy sytuacji, że jabłko się nie eksportuje, że mamy jego nadmiar. Nie wykazują wobec nas żadnej litości. Płacą nam nisko, a sprzedają po takiej cenie, jaką chcą osiągnąć – mówi Paweł Puncewicz.

System Banków Żywności nie sprawdził się, bo zamiast wycofania z rynku nadmiaru produktów doprowadził do jego zwiększenia. Już w założeniu nie przystawał do potrzeb sadowników. Ministerstwo Rolnictwa interwencyjny skup w Bankach Żywności rozpisało na 150 tys. ton, tymczasem sadownicy powinni wycofać z rynku cztery razy więcej owoców.

– Gdyby chcieć wycofać z rynku nadmiar jabłek, to trzeba byłoby przerabiać je na alkohol lub biomasę – typuje rolnik.

Dziś żaden sadownik nie śpi spokojnie. Do końca lipca musi uporać się z zalegającymi w magazynach owocami, by zrobić miejsce na nowe zbiory. Czy w nowym sezonie wciąż będzie obowiązywać rosyjskie embargo? Zanim się o tym przekona, czujnie śledzi prognozy pogody: czy aby nie będzie marcowo-kwietniowych przymrozków, które potrafią zniszczyć zawiązki owoców, a nawet korzenie drzew. Ubezpieczenie upraw jest na tyle drogie, że rzadko który sadownik może sobie na nie pozwolić.

Najpierw chłodnia

Na pewno w najbliższym czasie trzeba będzie odłożyć nawet te bardzo pilne inwestycje w gospodarstwie.

– Inwestycje w dom czy samochód są zawsze w drugiej kolejności, pierwsze jest gospodarstwo. A gospodarstwo sadownicze wymaga ciągłych modernizacji. Kiedy jadę z jabłkami, to często zastanawiam się, czy nie ugrzęznę na drodze, która wymaga utwardzenia, ale czeka w kolejce, bo wcześniej trzeba było zakupić nawozy i zmienić psujące się urządzenia chłodnicze. Musimy mieć urządzenia chłodnicze z regulacją atmosfery, sortownie owoców, wózki widłowe, skrzyniopalety na jabłka, sprzęt do cięcia korzeni. Sprawny ciągnik to podstawowe narzędzie pracy – wylicza sadownik. – Dlatego dziwiły mnie opinie o drogich ciągnikach, którymi rolnicy przyjechali do Warszawy na protest – zauważa. – Tylko takimi mogli do Warszawy dotrzeć, ale przecież w gospodarstwach, obok tych nowoczesnych traktorów, stoją ponad trzydziestoletnie pojazdy.

Dziś żaden sadownik nie śpi spokojnie. Do końca lipca musi zrobić miejsce na nowe zbiory
Rejon grójecki to największe zagłębie sadownicze w Polsce. Choć ziemie są tu słabej klasy, przy odpowiednim nawodnieniu uprawy owocowe udają się bardzo dobrze. Każdy sad należy odnowić co 15 lat. Posadzenie hektara jabłoni to koszt rzędu 100 tys. zł. Gdyby nie rodzinna spuścizna przekazywana z pokolenia na pokolenie, nikogo dziś nie byłoby stać na zakładanie sadów od podstaw.

Każdy z pracujących na roli czuje z tą ziemią specjalny związek. – Po dziadku i tacie prowadzę gospodarstwo w trzecim już pokoleniu – mówi Paweł Puncewicz.

Jeśli kryzys w rolnictwie i sadownictwie wywołany embargiem przedłuży się na kolejne sezony, wielu rolników i sadowników będzie zmuszonych do emigrowania w poszukiwaniu pracy do miasta albo za granicę.

– Polska wieś jest absorberem biedy i bezrobocia. A przecież wieś to bogactwo tradycji, to zakorzenienie, osadzenie we własności w regionie, związanie z wiarą, kulturą, strojem ludowym – z tym wszystkim, czego nie chcielibyśmy stracić – mówi dr Barbara Fedyszak-Radziejowska, socjolog wsi.

Polski rząd nie tylko zaniedbuje interesy rolników, nie tylko odmawia rozmowy o problemach wsi, ale też chce surowo karać za takie próby. W minionym tygodniu na rogatkach stolicy ustawiono znaki drogowe zakazujące wjazdu ciągników. Nie chodzi jednak o troskę o zakorkowane miasto, skoro co miesiąc przejeżdżają przez nie setki rowerów Masy Krytycznej, które w ostatni piątek lutego, w związku z zamknięciem mostu, pojechały przez centrum stolicy.

Polska wieś już i tak się wyludnia. Decydenci nie zdają sobie sprawy, że dramatyczna sytuacja polskich rolników i sadowników nie tylko przełoży się w przyszłości na drogą żywność dla konsumentów, ale też może przynieść nieodwracalne zmiany w strukturze polskiego społeczeństwa.

Irena Świerdzewska
fot. Irena Świerdzewska/Idziemy
Idziemy nr 10 (493), 8 marca 2015 r.

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 18 kwietnia

Czwartek, III Tydzień wielkanocny
Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba.
Jeśli ktoś spożywa ten chleb, będzie żył na wieki.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 6, 44-51
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Najczęściej czytane artykuły



Najczęściej czytane komentarze



Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter