9 października
środa
Amolda, Dionizego, Wincentego
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Kosztowna ekstrawagancja

Ocena: 0
327

Premier Donald Tusk ogłosił, że Polska będzie się ubiegać o organizację letnich igrzysk olimpijskich w 2040 r. lub cztery lata później. Czy nas na to stać?

fot. PAP/EPA/ANDRE PAIN / POOL

Najwyraźniej pan premier nie chce być gorszy od pana prezydenta, który w 2023 r. ogłosił w Zakopanem podczas Europejskiego Kongresu Sportu i Turystyki dokładnie to samo – że Polska zaczyna starania o igrzyska olimpijskie. Tyle że chodziło o rok 2036. Dawno już temu, za rządów PO, trwały starania o zorganizowanie w Krakowie igrzysk zimowych w 2022 r. Tą samą drogą poszli w lutym 2023 r. ministrowie rządu PiS Kamil Bortniczuk i Andrzej Gut-Mostowy, zapowiadając starania o zorganizowanie zimowych IO w Zakopanem wspólnie ze Słowacją.

Trudno nie wspomnieć w tym kontekście maratonów i krótszych biegów, które paraliżują ulice polskich miast od wiosny do jesieni. Kiedy pojawiają się głosy zniecierpliwionych mieszkańców, w odpowiedzi słychać, że imprezy tego typu są świetną promocją miasta i dają mu wielkie zyski. Ile te zyski wynoszą – nikt nie był w stanie nigdy konkretnie podać, podobnie jak nikt nie był w stanie wskazać, na co konkretnie przekłada się „promocja miasta”. Można twierdzić, że to klasyczny przykład sytuacji, gdy zyski są sprywatyzowane i płyną do sponsorów wydarzenia, a koszty są uspołecznione – ponoszą je miasto i jego mieszkańcy.

 


MIĘKKA SIŁA, TWARDE FAKTY

Podobnie jest z igrzyskami olimpijskimi. Przy czym odpowiednikiem promocji miasta będzie w tym wypadku nie tylko promocja kraju, ale także – zdaniem niektórych – budowanie jego miękkiej siły. Tu jednak pojawiają się wątpliwości.

Czym jest miękka siła państwa? Przyjmuje się, że jest to możliwość jego nieformalnego oddziaływania poprzez własny wizerunek, wpływ kultury i jej atrakcyjność, organizacje pozarządowe, narrację historyczną. W pewnych okolicznościach te czynniki przekładają się na konkret w postaci dobrych dla danego państwa decyzji międzynarodowych gremiów czy napływu wykwalifikowanych i dobrze wyselekcjonowanych imigrantów (przynoszących korzyści ekonomiczne, a nie problemy). Tu ważna uwaga: miękka siła państwa, rozumiana jako jego wizerunek, nie może być celem sama w sobie, bo jest jedynie środkiem do osiągania wymiernych celów. Stąd ekscytowanie się tym, że gdzieś o nas dobrze powiedzieli lub napisali, bez wskazania, czemu miałoby to konkretnie służyć, jest raczej świadectwem niedojrzałości.

Przydatne dla budowania miękkiej siły państwa są trwale działające instytucje, mające swoją strategię niezależną od politycznej taktyki tego czy innego obozu rządzącego. Typowe przykłady to Institut Français, Goethe Institut czy British Council. Gigantyczne zasoby miękkiej siły, generowanej również przez silną pozycję ekonomiczną, mają Stany Zjednoczone, które nie potrzebują nawet państwowego instytutu, aby osiągać cele w tej dziedzinie.

 


ŁÓDKA VS. KONTENEROWIEC

Czy igrzyska mogą być sposobem budowania miękkiej siły? Bardzo wątpliwe – choćby dlatego, że są wydarzeniem jednorazowym. Owszem, mogą uzupełniać oddziaływanie, o ile było ono konsekwentnie budowane na innych polach. Ale niosą z sobą także ryzyko efektu odwrotnego, jeśli coś pójdzie nie tak. Można się spierać, czy IO w Paryżu faktycznie przysłużyły się budowaniu miękkiej siły Francji. Nie chodzi tylko o fatalne wrażenie, jakie na sporej części publiczności światowej zrobiła ceremonia otwarcia, ale także o niezliczone problemy, o których informowali sportowcy, a które bardziej pasowałyby do trzeciego świata niż do jednego z bogatych państw atomowych Zachodu: nieklimatyzowane, grzęznące w korkach autobusy ze sportowcami, fatalne warunki zakwaterowania czy Sekwana, z której pływacy wychodzili z uczuleniami lub wymiotując.

Polskie państwo ma ogromny problem z systemowym budowaniem miękkiej siły. Drobne postępy w tej dziedzinie poczyniły instytucje takie jak Instytut Pileckiego, ale w czasach rządów PiS zawalono dwie wielkie rocznice: odzyskania niepodległości i bitwy warszawskiej – a taka okazja już się nie powtórzy. Zestawianie Instytutu Mickiewicza (ok. 40 mln zł rocznego budżetu) z takimi potęgami jak Goethe Institut (budżet zwykle ponad 360 mln euro, choć ostatnio „jedynie” ok. 250 mln euro) to jak stawianie

wiosłowej łódki obok oceanicznego kontenerowca. Tych deficytów nie zastąpimy, szarpiąc się na jednorazową imprezę sportową, nawet gdyby wszystko podczas niej poszło perfekcyjnie (co mało prawdopodobne). Lepiej część pieniędzy wydanych na IO przeznaczyć na instytucje tworzące system długotrwałego oddziaływania.

 


KLUCZOWE PYTANIE

Czy nas na to stać? Niektórzy będą zapewne przytaczać zaskakująco niski koszt IO w Paryżu, który wyniósł jedynie około 25 proc. planowanej początkowo sumy i zamknął się w ok. 8,5 mld dolarów. To jednak wyjątek od reguły, którą jest znaczące przekraczanie założeń budżetowych. W przypadku IO w Tokio (2020) całkowity koszt wyniósł 28 mld dolarów, w Rio de Janeiro (2016) 13,1 mld dolarów (koszt operacyjny), w Londynie (2012) 14,6 mld dolarów, w Pekinie (2008) aż 44 mld dolarów. Jednym z najważniejszych czynników generujących koszty jest to, jaką część infrastruktury trzeba stworzyć od zera.

Tu pojawia się argument, że IO mogą być katalizatorem dla dużych projektów infrastrukturalnych, i w tym kontekście przypomina się, że za rządów Platformy Obywatelskiej na Euro 2012 otwarto dla ruchu praktycznie nieukończoną autostradę A2. To słaby argument. Duże projekty infrastrukturalne nie powinny być w żaden sposób uzależnione od imprezy sportowej, bo wówczas bywają źle zaplanowane, wykonane byle jak, byle zdążyć na czas. A2 jest tu dobrym przykładem: to droga, która między Warszawą a Łodzią jest permanentnie zapchana i od początku powinna mieć nie po dwa, ale po trzy pasy ruchu na jezdnię. Tyle że wówczas nie dałoby się jej uruchomić na czas. Jeśli dla ukończenia lotniska, drogi czy portu państwo potrzebuje pałki w postaci terminu wielkiej imprezy sportowej, to jest to najlepszy dowód, że tej imprezy nie powinno organizować.

 


MA CZY NIE MA?

Wracając do kosztów: czy Polska naprawdę jest krajem tak bogatym, że stać ją na wydanie kilkudziesięciu miliardów złotych na tego typu imprezę? Ktoś może powiedzieć, że przecież z IO łączy się zysk. Tu jednak wiele zależy od tego, w jaki sposób go liczymy. Jeśli spojrzymy na zestawienie letnich igrzysk z ostatnich dwóch dekad pod tym właśnie względem, mamy do czynienia jedynie z szacunkami, opartymi na arbitralnym sposobie liczenia. Igrzyska w Pekinie miały przynieść 146 mln dolarów zysku (nie jest to suma oszałamiająca), w Londynie wyszły na zero, w Rio przyniosły aż 2 mld dolarów straty, dla tych w Tokio i Paryżu brak danych.

W miarę łatwo wskazać, co można umieścić po stronie „ma” w bilansie: wpływy hoteli, restauracji, różnych branż usługowych. Bardziej problematyczne jest, jak definiujemy koszty. Przecież to nie tylko wykazana w tabelach cena budowy infrastruktury czy samej organizacji imprezy. To również np. koszt czasu straconego przez obywateli państwa organizatora, którzy z powodu IO nie byli w stanie normalnie funkcjonować, albo koszt wynikający z rozlicznych ograniczeń związanych z nieuchronnymi środkami bezpieczeństwa. Na to zresztą również warto zwrócić uwagę, jeśli jesteśmy uczuleni na punkcie wolności obywatelskich. Nawet bowiem igrzyska mogą się stać dla ekspansywnego rządu pretekstem do wprowadzania restrykcji.

 


CZEGO NIE PRZEWIDZISZ

Czy zatem igrzyska olimpijskie są nam potrzebne? Prosta odpowiedź brzmi: nie. To kosztowna ekstrawagancja, która Polsce w niczym nie pomoże, a z której profity są co najmniej wątpliwe.

Na koniec – problem horyzontu czasowego. Z oczywistych przyczyn kraje mające zorganizować IO są wybierane z dużym wyprzedzeniem. W tej chwili wiemy już, że za dziesięć lat letnie igrzyska odbędą się w Salt Lake City. USA takie plany w perspektywie dekady mogą robić. Polska natomiast nie jest w stanie przewidzieć z kilkunastoletnim wyprzedzeniem swojej sytuacji politycznej i ekonomicznej. Roztropność nakazuje powstrzymać się od tak kosztownych i dalekich w czasie zobowiązań, szczególnie jeśli nie służą one żadnej żywotnej potrzebie państwa i obywateli.

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

Publicysta tygodnika „Do Rzeczy”


redakcja@idziemy.com.pl

- Reklama -

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 9 października

Środa, XXVII Tydzień zwykły
Otrzymaliście Ducha przybrania za synów,
w którym wołamy: «Abba, Ojcze».

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): Łk 11, 1-4
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)

Nowenna do św. Teresy od Jezusa 6-14 X
+ Nowenna do św. Jadwigi Śląskiej 7-15 X

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Najczęściej czytane artykuły



Najczęściej czytane komentarze



Najwyżej oceniane artykuły

Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter