29 marca
piątek
Wiktoryna, Helmuta, Eustachego
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Złoto w NBP

Ocena: 0
2570

Nie ma bezpieczniejszej inwestycji od kupna złota, ponieważ jest ono wspaniałym zabezpieczeniem przed inflacją, a ta wygląda zza każdego rogu. NBP, kupując ponad 100 ton złota, wydaje się podzielać ten pogląd.

fot. Marcin Polak / flickr.com / CC BY 2.0 / Link

Złoto nie należy do atrakcyjnych inwestycji, bo nie przynosi dochodu, np. oprocentowania, a w dodatku trzeba ponosić koszty jego przechowywania. Jedyne źródło dochodu, jakie może przynieść, to zysk kapitałowy – różnica pomiędzy ceną kupna i sprzedaży. Owszem, niejeden spekulant zbił fortunę na dużych zmianach ceny tego kruszcu; sęk w tym, że ostatnią rzeczą, jaką bank centralny winien się zajmować, jest spekulacja. W ostatnich dekadach banki centralne, z wyjątkiem kilku krajów takich jak Rosja i Chiny, które nie chcą lokować swoich rezerw walutowych w dolarach, nie były aktywne na tym rynku. Jeśli już, to raczej sprzedawały kruszec.

 


SIŁA W SZTABKACH

Fakt posiadania przez banki centralne złota jest przeżytkiem, spadkiem po czasach, gdy zaufanie do pieniądza papierowego było nikłe, bo wszyscy byli przyzwyczajeni do monet złotych i srebrnych. Jeszcze przed I wojną światową każdy przeciętny obywatel mógł wejść do najbliższego banku i wymienić banknoty na sztabki po oficjalnej cenie. Z tego tytułu banki komercyjne i centralne musiały posiadać złoto.

Stąd też mówienie, że udział złota w rezerwach posiadanych przez NBP był niższy niż średnia europejska czy światowa, jest nieporozumieniem. „Stare” banki centralne mają go dużo, bo kiedyś było ono niezbędne. „Młode” mają go mniej, ponieważ nigdy nie przeszły przez okres, gdy kruszec był konieczny do sprawnego działania systemu pieniężnego.

Dość powiedzieć, że Europejski Bank Centralny, instytucja zawiadująca euro, czyli walutą będącą oficjalnym pieniądzem strefy euro, organizmu gospodarczego, którego PKB w 2018 r. wyniósł 23 razy więcej niż nasz, posiada zaledwie 504 tony złota, a NBP po ostatnich zakupach – 229 ton. Dodajmy, że od chwili swego powstania EBC nie kupił jednej uncji złota.

Wiek XXI zapewne przejdzie do historii jako czas, w którym pozbyto się gotówki, i tym samym znaczenie złota jako substytutu pieniądza używanego w legalnych transakcjach zmaleje.

W ciągu ostatniego półwiecza cena złota zanotowała ogromne wahania. Do upadku systemu sztywnych kursów wymiennych (1973 r.) jego cena była stała i wynosiła 35 dolarów za uncję. Po rozpadzie tego systemu, co wiązało się także z czasami stosunkowo wysokiej inflacji, cena kruszcu poszybowała do ponad 600 dolarów (lato 1980 r.), po czym nastąpił spadek do około 260 dolarów (początek 2001 r.). Ataki terrorystyczne na USA, wojna w Iraku i związany z tym gwałtowny wzrost cen ropy naftowej, a w końcu krach w 2008 r. ponownie dały asumpt do zwyżki ceny złota do ponad 1800 dolarów (lato 2011 r.), by wraz z normalizacją sytuacji gospodarczej i załamaniem się ceny ropy naftowej spaść do około 1060 dolarów (listopad 2015 r.). Stabilizacja cen nośników energii i wojna gospodarcza USA-Chiny spowodowały ponowny wzrost ceny złota do ponad 1400 dolarów (lipiec 2019 r.).

Wahania cen są więc pokaźne, zarówno na plus, jak i na minus. Niemniej porównując stopę przychodu z inwestycji w złoto do stopy zwrotu z inwestycji w wysokiej jakości obligacje zauważamy, że w ciągu ostatnich 30 lat cena złota przyniosła zysk w wysokości 335 proc., stopa zwrotu z obligacji zaś wyniosła 672 proc.

Banki centralne nabywają instrumenty finansowe celem zabezpieczenia interesu gospodarczego swego kraju, a nie spekulacji. Podstawowym pytaniem jest więc, czy kupione złoto będzie nam dobrze służyć – a co do tego można mieć wątpliwości.

 


REZERWY WALUTOWE

Aby w pełni zrozumieć sytuację gospodarczą Polski w interesującym nas zakresie, musimy przejść do sprawy rezerw walutowych, których częścią jest rzeczone złoto. Rezerwy walutowe to środki denominowane w obcych walutach, najczęściej obligacje rządowe, będące w posiadaniu banku centralnego danego kraju. Środki te są niezbędne do właściwego działania danej gospodarki, ponieważ umożliwiają np. import towarów i usług (na ogół płacimy za nie obcymi walutami, a nie w złotych), jak i obsługę zadłużenia denominowanego w obcych walutach (zarówno publicznego – państwa, jak i podmiotów prywatnych – przedsiębiorstw i banków). Wiele ciężkich kryzysów gospodarczych było wynikiem właśnie niskiego poziomu rezerw walutowych.

Statystycznie rzecz biorąc, poziom polskich rezerw walutowych jest w pełni zadowalający; na koniec zeszłego roku wyniósł niemal 117 mld dolarów (dane z NBP). Niestety, w przypadku Polski ta wartość statystyczna ma niewiele wspólnego z wartością ekonomiczną – te rezerwy nie są całkiem „nasze”, mimo że formalnie są „własnością” NBP.

Mówiąc w skrócie, rezerwy walutowe mogą pochodzić z kilku źródeł: nadwyżek w obrotach międzynarodowych, dochodu z inwestycji dokonywanych za granicą, pożyczek zaciąganych w obcych walutach za granicą oraz inwestycji, których zagraniczne podmioty dokonują w Polsce.

Nadwyżki w handlu zagranicznym i dochody z inwestycji zagranicznych rodzą rezerwy, które statystycznie i ekonomicznie są „nasze”. Są to środki „zarobione” przez polskie podmioty gospodarcze.

Zupełnie inaczej wygląda sprawa z pożyczkami zaciąganym np. w USA w dolarach, które to dolary państwo deponuje w NBP i w zamian uzyskuje złote, czy też inwestycjami dokonywanymi przez obce podmioty gospodarcze na terenie Polski. Powiedzmy, że koreańska firma buduje fabrykę w Polsce, wówczas musi wymienić koreańskie wony na złote, za które kupuje ziemię i materiały budowlane, w końcu zatrudnia pracowników koniecznych do rozruchu. Tego typu napływ obcych walut z jednej strony powoduje wzrost rezerw posiadanych przez NBP, ale z drugiej rodzi zobowiązania; pożyczkę kiedyś będziemy musieli spłacić. W przypadku obcych inwestycji zagraniczny podmiot kiedyś zacznie transferować zyski do kraju macierzystego – w przyszłości zanotujemy spadek rezerw walutowych.

Zagraniczne inwestycje mogą mieć także charakter „portfelowy”: np. zagraniczny bank nabywa obligacje wypuszczane przez polski rząd i sprzedawane na rynku wewnętrznym. Podobnie jak w przypadku zakładania nowej fabryki, bank ten musi wymienić swoją krajową walutę na złote i za nie kupić polskie papiery wartościowe. Także i w tym przypadku wzrasta wysokość rezerw walutowych, ale jednocześnie powstaje zobowiązanie; dodajmy, że wyższe niż napływ walut, ponieważ równa się wniesionemu kapitałowi plus oprocentowanie. Te ostatnie są szczególnie niebezpieczne dla Polski, ponieważ „gorący pieniądz” z dnia na dzień może przenieść się do innego kraju (odpływ rezerw walutowych).

Niestety, źródło naszych rezerw walutowych pochodzi z tej drugiej kategorii przychodów, ponieważ od lat notujemy deficyty w obrotach międzynarodowych. Stąd też sytuację Polski można porównać do kogoś, kto poszedł do instytucji pozabankowej, wziął „chwilówkę”, włożył pieniądze na konto w banku i pokazuje raport miesięczny wykazujący ten wkład, a nie mówi nic o długu, jaki wcześniej zaciągnął.

 


UJEMNE SALDO

Jak kruche są podstawy naszych rezerw walutowych, najlepiej świadczy okres od lipca 2008 do stycznia 2009 r., czyli zaraz po upadku Lehman Brothers [czwarty co do wielkości amerykański bank inwestycyjny, oferujący głównie usługi finansowe dla klientów instytucjonalnych; jego upadłość 15 września 2008 r. spowodowała panikę na giełdach papierów wartościowych – przyp. red.]. W okresie tym wysokość naszych rezerw walutowych spadła z 87,7 mld dolarów do 55,9 mld. Mówiąc inaczej, zagraniczni inwestorzy na gwałt wycofywali fundusze z Polski i w ciągu sześciu miesięcy wyparowało wtedy ponad 36 proc. naszych rezerw walutowych.

Wracając do sedna sprawy, Polsce ponad wszystko potrzebne są rezerwy walutowe w formie płynnej, czyli w postaci papierów wartościowych, które można niezwłocznie sprzedać. Natomiast złoto do takich środków nie należy; co gorsze, jego sprzedaż w chwili kryzysu sygnalizuje powagę sytuacji. Ponadto tracimy potencjalny dochód (oprocentowanie z obligacji) i ponosimy koszty składowania złota.

Prawdziwym miernikiem zasobności kraju i jego zdolności do stawienia czoła kryzysom jest międzynarodowa pozycja inwestycyjna netto, czyli bilans polskich zobowiązań w stosunku do zagranicy (wartość ujemna) i majątku posiadanego przez polskie podmioty gospodarcze za granicą (wartość dodatnia). Na koniec 2018 r. całkowita wysokość polskich zobowiązań (długów) w stosunku do zagranicy wyniosła 2,207 bln złotych, a nasze aktywa (majątek) posiadane w obcych krajach wyniósł 1,017 bln, co daje ujemne saldo w wysokości 1,189 bln. W przeliczeniu na dolary jest to minus 316,5 mld, a na euro – minus 276,7 mld.

GUS podaje, że na koniec 2018 r. liczba ludności Polski wyniosła 38 mln 411 tys., zatem statystyczny Polak – włącznie z niemowlętami i starcami – jest zadłużony w stosunku do zagranicy na sumę prawie 31 tys. złotych, a w dolarach i euro, odpowiednio, na ponad 8200 i ponad 7200. Nie są to drobne sumy – i miejmy nadzieję, że nigdy nie zajdzie potrzeba szybkiego ich zwrotu.

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

Autor jest profesorem ekonomii w Hollins University w stanie Wirginia, USA

- Reklama -

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 29 marca

Wielki Piątek
Dla nas Chrystus stał się posłusznym aż do śmierci, i to śmierci krzyżowej.
Dlatego Bóg wywyższył Go nad wszystko i darował Mu imię ponad wszelkie imię.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 18, 1 – 19, 42
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Najczęściej czytane artykuły



Najwyżej oceniane artykuły

Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter