Śledzimy informacje z dotkniętych powodzią terenów, próbujemy w miarę możliwości pomagać, a także modlimy się za powodzian. Zdarza się jednak, że właśnie modlitwa budzi w nas niepokojące pytanie: Gdzie jest Bóg, kiedy dzieją się różne przerażające rzeczy, kiedy ludzie cierpią? Każdego dnia na świecie wielu ludzi doświadcza różnych nieszczęść, ale największe wrażenie robią na nas masowe, skupione na określonym terenie katastrofy. Takie właśnie jak powodzie, które zatapiają całe wsie i miasta. Powracają wówczas „stare” pytania: Dlaczego zło, skoro Bóg jest miłością?
Zło ma różne formy. Niekiedy wynika ze złej woli człowieka, który świadomie i dobrowolnie krzywdzi innych. Bywa i tak, że zło jest wynikiem głupoty, zaniedbań, niekompetencji. Ale jest też zło, które dzieje się w wyniku ślepych sił natury. Owo niszczące działanie przyrody można niekiedy przewidzieć i w jakiejś mierze przygotować się na nadchodzącą katastrofę. Można zatem zminimalizować skutki przewidywanych katastroficznych wydarzeń, ale nie zawsze da się w ogóle uniknąć katastrofy. Powodzie są tego przykładem.
Cóż w perspektywie wiary można powiedzieć komuś, komu wielka woda zabrała dorobek życia? Przede wszystkim można coś dla niego zrobić! W 25. rozdziale Ewangelii św. Mateusza Jezus utożsamia się z tymi, których dotknęło nieszczęście, i konkluduje: „Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili” (Mt 25,40). A w Liście św. Jakuba czytamy, że wiara bez uczynków jest martwa: „Jeśli na przykład brat lub siostra nie mają odzienia lub brak im codziennego chleba, a ktoś z was powie im: «Idźcie w pokoju, ogrzejcie się i najedzcie do syta!» – a nie dacie im tego, czego koniecznie potrzebują dla ciała, to na co się to przyda?” (Jk 2,15-16). A zatem zanim cierpiącemu coś powiemy, to postarajmy się mu konkretnie pomóc. Z tego oczywiście nie wynika, że słowo jest zbędne. Wręcz przeciwnie! Dobre słowa, które są wyrazem bliskości, które niosą pociechę i nadzieję, są jak najbardziej potrzebne, potrafią pokrzepić serca w trudnej sytuacji.
Uderzające jest to, że duże cierpienie niektórych oddala od Boga, a innych przybliża. Ci pierwsi skarżą się i lamentują: „Gdyby dobry Bóg istniał, to takie rzeczy by się nie działy!”. I w rezultacie odchodzą od Boga albo się na niego obrażają, co na jedno wychodzi. Nie powinniśmy zbyt pospiesznie oceniać takich ludzi. Podobną postawę znajdujemy wszak w psalmach. Tyle że po różnych skargach, że Bóg wydaje się nie widzieć nieszczęść niewinnych, psalmiści ostatecznie stwierdzają, że pokładają nadzieję w Bogu, który jest panem Izraela. I tu dochodzimy do drugiej kategorii, czyli do tych, których cierpienie otwiera na Boga. Doświadczane nieszczęście pokazuje tym ludziom, jak krucha jest ich kondycja, i dlatego tym bardziej powierzają Wszechmogącemu siebie, swoje życie i śmierć. A takich osobach czytamy w Księdze Apokalipsy: „W owej godzinie nastąpiło wielkie trzęsienie ziemi i runęła dziesiąta część miasta, […] zginęło siedem tysięcy osób. A pozostali […] oddali chwałę Bogu nieba” (11,13).
Na koniec zauważmy, że chrześcijanie wierzą w Boga wszechmogącego, który objawił w śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa. Ewangelia nie głosi Boga-Magika, który za pomocą czarodziejskiej różdżki chroni przed nieszczęściami tych, którzy w niego wierzą. Sam Jezus modlił się w Ogrójcu, by Bóg Ojciec oddalił od niego „kielich goryczy”. A kiedy tak się nie stało, przybity do krzyża, skarżył się: „Boże mój, czemuś Mnie opuścił” (Mk 15,34). Ostatecznie jednak wypowiada słowa: „Ojcze, w twoje ręce powierzam ducha mojego” (Łk 23,46). A Bóg Ojciec odpowiedział swojemu Synowi. Tą odpowiedzią było zmartwychwstanie. Tak! Bóg nie tłumaczy nam do końca zła w świecie. Jego odpowiedzią jest natomiast nowe stworzenie, „niebo nowe i ziemia nowa” (Ap 21,1).