Brytyjczycy czy Węgrzy mają hymny narodowe, w których proszą Boga o opiekę nad ojczyzną. Pieśni te wyznają wiarę w Bożą opatrzność, a narodowy patriotyzm łączą ze wszystkimi obowiązkami, które człowiek ma wobec Boga i bliźnich. Niestety, wiele narodów katolickich, które traciły swą historyczną państwowość w wyniku rewolucji czy długotrwałej okupacji, tradycje takie straciło. U nas w jakiś sposób naprawiło to ogłoszenie trzy lata temu (z satysfakcją mogę przypomnieć, że z inicjatywy Prawicy Rzeczypospolitej i dr. Jana Klawitera) Święta Chrztu Polski. Zbyt pięknego jednak, by było atrakcją w brzydkich czasach.
Nie zdziwiłem się specjalnie, że święto to zignorowały Fakty TVN, ale dlaczego nie wspomniały o nim Wiadomości TVP, choć nawet w ściennych kalendarzach można je bez trudu znaleźć? Nie chcę być małostkowy i nie pisałbym może o tym, gdyby zaniechanie to nie zbiegło się z innymi podobnymi w ostatnich tygodniach. Po prezentacji w sejmie obywatelskiego wniosku o wypowiedzenie genderowej konwencji stambulskiej Wiadomości zachowały się tak samo. Owszem, miały pretekst. Kierownictwo sejmu umieściło debatę w ostatnim punkcie obrad, w czasie emisji wieczornych serwisów, tak by nie mogła do nich wejść tego samego dnia. Mimo to nazajutrz w Faktach TVN znalazł się napastliwy materiał atakujący społeczną inicjatywę antygenderową, ale Wiadomości TVP debatę, wniosek i jego racje przemilczały. Podobnie zresztą było – choć tym razem dotyczy to prezydenta Dudy – z Narodowym Dniem Życia. Mimo wieloletnich apeli prezydent nigdy w tym dniu nie wygłosił telewizyjnego orędzia.
Wszystkie te świeże zaniechania zaprzeczają gromko głoszonej doktrynie „rozmowy z ludźmi”. Jeżdżenie na wiece i przyjmowanie hołdów rozmową nie jest. Rozmowa to wysłuchanie, rozważenie i gotowość przyjęcia innego stanowiska.
A dlaczego tak się dzieje? W wypadku milczenia o Narodowym Dniu Życia odpowiedź jest prosta. Władza przez całe lata zwlekała z podjęciem działań w ochronie życia, zasłaniając się tym, że nie popiera osławionego „całkowitego zakazu aborcji”. Potem zasłoniła się Trybunałem Konstytucyjnym. Ale tak naprawdę zawsze chodziło nie o taki czy inny zakres ochrony życia, ale o to, by – nie tracąc poparcia opinii chrześcijańskiej – ze sprawą tą w ogóle jak najmniej się kojarzyć. I tam, gdzie chodziłoby jedynie o przestrzeganie zasad obowiązującego (również wcześniej) prawa, i nawet tam, gdzie chodziłoby tylko o tych zasad przypominanie. Dlatego ani prezydent, ani przywódcy PiS nigdy nie domagali się szacunku dla orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego z 28 maja 1997 r. Nawet gdy trzeba je było przywołać w obronie orzeczenia październikowego.
W wypadku Święta Chrztu wyjaśnienie wydaje się jeszcze prostsze. Zostało uchwalone przez sejm większością ponad dwóch trzecich głosów. To pomnik consensusu narodowego. Tymczasem władzy nie chodzi o to, by zasady, których powinna bronić, były przyjmowane choćby przez część opozycji, ale by można było straszyć społeczeństwo, że nikt prócz władzy bronić go nie będzie. Z tej perspektywy nawet szczątki zgody narodowej nie mają żadnej (wyborczej) atrakcji.