Aktywiści homoseksualni nieustannie kreują się na ofiary tego, co oni sami nazywają homofobią, choć dla mnie to żadna fobia, ale po prostu zdroworozsądkowe poglądy. Ponadto wygląda na to, że nie są żadnymi ofiarami, ale prześladowcami. Mają media, a także „rozgrzanych” sędziów, którzy gotowi są pognębić każdego, kto publicznie wypowiada poglądy sprzeczne z ideologią homoseksualną. W Polsce mieliśmy sprawę drukarza z Łodzi, który – będąc pracownikiem prywatnej drukarni – nie chciał drukować propagandowych materiałów jakiejś fundacji LGBTQ. Został oskarżony i skazany. Bo ponoć dopuścił się dyskryminacji ze względu na orientację seksualną. We Włoszech natomiast zaczął się właśnie proces Silvany De Mari, lekarza chirurga, psychoterapeutki, a zarazem znanej na całym świecie pisarki.
Jakiej to zbrodni miała się dopuścić Włoszka? Otóż pani De Mari twierdzi, że homoseksualizm jest chorobą, z której można się leczyć, a ponadto, że współżycie jednopłciowe może być groźne dla zdrowia. I mówi to na podstawie swojej 40-letniej praktyki lekarskiej. Co więcej, włoska lekarka utrzymuje, że istnieje coś takiego jak normalność, a w konsekwencji istnieje także to, co nienormalne. De Mari została oczywiście oskarżona o nienawiść wobec osób homoseksualnych. Zauważa jednak przytomnie, że jeśli ktoś mówi o szkodliwości palenia, to nie znaczy, że nienawidzi palaczy.
Czytaj dalej w e-wydaniu lub wydaniu papierowym
Idziemy nr 30 (668), 29 lipca 2018 r.
Artykuł w całości ukaże się na stronie po 8 sierpnia 2018 r.