Przede wszystkim jednak taka debata należy się Polakom, którzy są skazani na szczątkowe, niepełne informacje dotyczące stanu gospodarki. Przekaz rządowy siłą rzeczy skażony jest jednostronnością i subiektywizmem. Tymczasem otwarta dyskusja specjalistów o różnym podejściu do gospodarki dałaby szerszy obraz. Pokazałaby nie tylko to, w jakim jesteśmy punkcie, jeśli chodzi o nasz rozwój, ale także pozwoliłaby na skonfrontowanie poglądów na temat metod walki z kryzysem.
Kryzys nie jest problemem tylko tego rządu, nie jest też problemem wyłącznie ministra Jacka Rostowskiego. I nawet jeśli ten kieruje się najlepszymi intencjami, jego recepty nie muszą być najlepsze. A ta recepta to głównie zacieśnienie polityki fiskalnej.
Wciąż nie ma, nie wiadomo dlaczego, odpowiedzi na pytania, które zadają sobie przeciętni zjadacze chleba. Na przykład te dotyczące zwolnień podatkowych. Czy jest jakieś uzasadnienie dla niepłacenia przez hipermarkety takich samych podatków, jakie płacą inne podmioty? Może jest, ale nic nam o tym nie wiadomo. Czy jest możliwe uszczelnienie systemu podatkowego tak, żeby zebrać dodatkowe pieniądze, co proponuje opozycja? A może to tylko zaszkodzi, bo szara strefa przecież też napędza rozwój, chociażby dając ludziom środki na konsumpcję. Albo sprawa równie ważna, choć nie podnoszona przez rządzących: skuteczność wykorzystywania publicznych pieniędzy na aktywizację bezrobotnych. Czy te pieniądze dają efekt, czy są wyrzucane w błoto?
Do przedyskutowania jest jak widać mnóstwo tematów, które umykają w politycznym ferworze. Polacy mają prawo wysłuchać racji ekonomistów o bardzo odległych poglądach. Czy Leszek Balcerowicz udowodni w dyskusji, na przykład z Grzegorzem Kołodką, że nie ma większej choroby dla finansów publicznych niż rozrzutność? Ciekawe też, czy – jeśli chodzi o ekonomię – pozostały nam jeszcze jakieś dogmaty, czy też wszystko zweryfikował kryzys? Czy rację mają ci, którzy twierdzą, że ekonomii już nie ma, bo światem rządzą rynki finansowe?
Nie dziwi zatem pozytywny oddźwięk ze strony ekonomistów na zaproszenie do debaty. Reakcje politycznych konkurentów też były do przewidzenia. Bo problemem wciąż w Polsce jest to, kto do debaty zaprasza. Może jednak będzie to pierwsza z cyklu debat? Jedna będzie opozycji, druga rządu, a trzecia komu tam jeszcze będzie potrzebna. Ważne, by uczestnicy nie zawiedli, a debat tego typu nigdy dość. Są dla wszystkich.
![]() | Dorota Gawryluk |