Przepisy te w powszechnym przekonaniu – i w deklarowanej intencji ustawodawcy – powinny chronić każde dziecko prócz mniejszości poczętych w wyniku gwałtu lub kazirodztwa, tych, których matki są zagrożone śmiercią lub poważną chorobą, oraz prócz dzieci niepełnosprawnych. Tymczasem rzeczywistość jest znacznie gorsza: w aptekach są nie tylko legalnie, lecz wręcz przymusowo dostępne środki wczesnoporonne; rząd Tuska-Kopacz przyjął wykładnię, według której dzieci poczęte przez edukowanych seksualnie gimnazjalistów można zabijać ze względu na wiek rodziców; niszczy się życie dzieci poczętych in vitro, w ramach selekcji do urodzenia.
Mityczny „kompromis życia” jest tylko parawanem dla stałego obchodzenia i lekceważenia przepisów, które teoretycznie życie przed urodzeniem miały chronić. Do tego dochodzi propaganda aborcjonistyczna. Zwolennicy dopuszczalności dzieciobójstwa prenatalnego jawnie podżegają do przestępstw i urągają obowiązującemu prawu, jak Katarzyna Bratkowska w Polsat News („Tak czy nie”, 16 XII ub. r.). Nic dziwnego, że KKPK postanowiła przepisy uporządkować, tak żeby przynajmniej te dzieci, które miały być chronione przed urodzeniem, były chronione naprawdę.
Wyraźne przywrócenie zapisów ustawy sprzed dwudziestu lat, chroniących dziecko poczęte przed pozbawieniem życia, ma służyć ochronie i dzieci, i lekarzy (przed aborcyjnym przymusem). Jasno o tym mówił prof. Zoll – stwierdził, że przedmiotem prawa nie jest egzekwowanie powinności moralnych, nakłanianie kogokolwiek do chodzenia w ciąży (przez „zakaz przerywania”), ale po prostu ochrona dziecka, odrębnej – choć niesamodzielnej – osoby, która ma prawo żyć, nawet jeśli jest niechciane. Tę wypowiedź spora grupa dziennikarzy – stosując dla siebie tylko zrozumiałą logikę – zaczęła przedstawiać opinii publicznej jako manifestację lekceważenia dla ciąży, a nawet ciężarnych matek.
Obawiam się, że jeśli jutro prof. Andrzej Zoll powie, że celem zakazów drogowych jest bezpieczeństwo użytkowników dróg, a nie egzekwowanie „odpowiedzialności kierowców”, następnego dnia wszystkie media będą bębnić, że Zoll bagatelizuje nieodpowiedzialność drogowych piratów. Naprawdę, praktycy tego rodzaju „dziennikarstwa” powinni założyć międzynarodową federację Démagogie sans Fronti?res (tłumaczenie w tytule).
Marek Jurek |