19 kwietnia
piątek
Adolfa, Tymona, Leona
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Dobry człowiek

Ocena: 0
2242
Pierwszy raz spotkałem Albina Tybulewicza jeszcze przed sierpniem 1980 roku. Od matury miałem zwyczaj być co roku w rocznicę Powstania Warszawskiego na wojskowych Powązkach w Warszawie. Chodziliśmy tam w małym gronie przyjaciół z opozycji, ale najważniejszy był zawsze Wiesław Chrzanowski. Opowiadał o swoim oddziale, o Powstaniu, o tych, których groby odwiedzaliśmy, i o koleżankach i kolegach, którzy się z nim bez przerwy witali na cmentarzu. Kiedyś pan Wiesław zapowiedział, że spotkamy kogoś wyjątkowego, członka Komitetu Politycznego Stronnictwa Narodowego na wygnaniu.

Albin Tubylewicz nie wyglądał na groźnego emigracyjnego emisariusza. Raczej – w swym jasnym garniturze, rozpiętej koszuli i słomkowym kapeluszu – na typowego „wujka z Ameryki”. Emanował serdecznością i radością. Nie tylko wtedy, zawsze. Nie był powstańcem. Odwiedzał groby tak jak my, młodzi, i tak jak my korzystał ze wspomnień Wiesława Chrzanowskiego. Na Powstanie, i w ogóle na wojnę, był parę lat za młody. W czasie wojennej zawieruchy uczył się jeszcze w podstawówce. Podczas pierwszej okupacji sowieckiej wywieziono go razem z rodzicami do Kazachstanu, skąd – gdy wybuchła wojna niemiecko-sowiecka – z tysiącami rodzin towarzyszących Armii Andersa dotarł do Iranu, a stamtąd, przez szkołę i dom opieki w Indiach, do Anglii. O pierwszym etapie tej wędrówki miał okazję wiele lat później opowiedzieć w Rosji, jeszcze w czasach sowieckich. Na przyjęciu po konferencji naukowej (Albin był tłumaczem naukowym z rosyjskiego na angielski) jeden z rosyjskich fizyków zapytał go, czy był już w Moskwie, czy mu się podoba. Albin odpowiedział, że był raz, ale nie zwiedzał, bo było mało czasu. Pozwolili tylko większym i mniejszym więźniom wyjść z wagonu na chwilę, „za potrzebą”. Rosyjski uczony zasępił się, po czym podniósł kieliszek i powiedział: „Nigdy więcej!”.

Po wojnie – oprócz wybitnej, cenionej w brytyjskim środowisku naukowym, pracy translatorskiej – Albin bez przerwy działał dla Polski. Organizował życie katolickie emigracji, pomoc charytatywną dla kraju w czasie stanu wojennego, wsparcie dla prawicowej opozycji. I oczywiście działał we władzach Stronnictwa Narodowego, z którego potem wystąpił, by wejść do Zjednoczenia Chrześcijańsko-Narodowego. Wychował się w formacji kulturowej dawnej Polski, gdzie odpoczynkiem po pracy zawodowej była działalność społeczna, nie wakacyjne próżnowanie. W życiu Albina był też autentyczny rys świętości. Przez połowę życia opiekował się niepełnosprawną fizycznie córką, która w czasach szkolnych uległa ciężkiemu wypadkowi.

Za zasługi dla Polski Prezydent Lech Kaczyński uhonorował go Krzyżem Oficerskim orderu Polonia Restituta.

Albin Tybulewicz zmarł w Wielki Czwartek rano, w tym dniu, gdy Zbawiciel mył swym uczniom nogi. Albin pamiętał polecenie, byśmy i my robili tak samo. „Już was nie nazywam sługami, […] nazwałem was przyjaciółmi” (J 15,15).

Marek Jurek
Idziemy nr 18 (450), 4 maja 2014 r.


PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 18 kwietnia

Czwartek, III Tydzień wielkanocny
Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba.
Jeśli ktoś spożywa ten chleb, będzie żył na wieki.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 6, 44-51
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Najczęściej czytane artykuły



Najczęściej czytane komentarze



Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter