Bo przecież nawet według najnowszego pouczenia ONZ podejrzany duchowny to winny duchowny. I jako taki musi być potraktowany z najwyższą surowością, bez przysługujących mu jakichkolwiek praw. Absurd zaprezentowany przez ONZ działał już w przeszłości w państwach totalitarnych, kiedy za pomocą jakiegoś ciężkiego podejrzenia usuwało się po prostu niewygodnych kapłanów. Jest to zatem nic nowego pod słońcem, tyle że obecnie występuje w naszych rzekomo demokratycznych społeczeństwach. Przytoczę kilka przykładów z mojego podwórka.Inteligentny, pobożny, ale niestety – według niemieckich liberałów – konserwatywny biskup Augsburga, Walter Mixa, został w 2010 r. oskarżony o stosowanie kar cielesnych w szkole, w której uczył kilkadziesiąt lat wcześniej. Ktoś jeszcze dodał, że przyszły biskup dopuścił się wtedy również molestowania seksualnego. O biskupie, jako o winnym zarzucanych mu czynów, pisały wówczas całe Niemcy. Został zmuszony do opuszczenia diecezji, odizolowany w klasztorze, gdzie zabroniono mu kontaktów z wiernymi i mediami. Czyli tak jak zaleca ONZ: został potraktowany jak winny. Prokuratura w Ingoldstadt prowadziła postępowanie karne względem biskupa Mixy, aby w końcu zawiesić je z braku dowodów. Bo rzekoma ofiara oskarżająca biskupa wycofała się ze swoich oskarżeń. Inna głośna sprawa, będąca od miesięcy tematem numer jeden w Niemczech, to przypadek tzw. luksusowego biskupa, jak został przez media nazwany biskup Franz-Peter Tebartz-van Elst. Liberalne media zaatakowały biskupa diecezji limburskiej, znanego ze swoich konserwatywnych poglądów, o zbyt duże koszty budowy swojej rezydencji. Po tym, jak media rozpętały aferę, jeden ze współpracowników Tebartz-van Elsta i członek rady zarządzającej finansami diecezji powiedział do niego wprost: „Pozostaje biskupowi albo podać się do dymisji, albo przygotować sobie stryczek”. Oto jak czasem niestety wygląda w takich wypadkach wsparcie od najbliższych osób.
A jakie są fakty? Nie chodzi o rezydencję biskupa, ale o całe centrum diecezjalne, które zresztą kosztowało mniej niż podobne centra duszpasterskie w innych diecezjach niemieckich. Mimo że specjalna komisja powołana przez Watykan oczyściła go z zarzutów, biskup nadal nie może wrócić do swojej diecezji. Obecnie trwa kolejne badanie sprawy Tebartz-van Elsta, tym razem przez komisję powołaną przez Episkopat Niemiec. I nawet jeśli komisja potwierdzi niewinność biskupa, to jego byli liberalni współpracownicy już zapowiadają, że może najlepiej będzie zlikwidować diecezję – podzielić ją na pół i połączyć z dwiema sąsiednimi.
Trudno nie dostrzec w tych przypadkach totalitarnych zapędów w wymierzaniu swojej „sprawiedliwości”, która ma służyć sprawie – czyli obowiązującej ideologii. Doszło do tego, że młodsze pokolenie konserwatywnych biskupów czuje się w Niemczech tak zastraszone, że boi się wyrażać otwarcie swoje poglądy. I tak niektórzy z nich, dobrze zapowiadający się dla Kościoła hierarchowie, m.in. biskup Essen czy biskup Trewiru, zaczynają popierać medialną kampanię o zniesienie celibatu, zmianę podejścia Kościoła do moralności seksualnej i związków homoseksualnych.
I to również są przykłady kneblowania ust duchownym, którzy ze strachu, aby nie spotkało ich to, co ich starszych i bardziej doświadczonych braci w biskupstwie, zaczynają wtórować mediom. Nam, wiernym, pozostaje wspieranie naszych pasterzy poprzez modlitwę i słowo. Tak, aby nie byli jak ryby bez głosu, ale odważnie głosili prawowierną naukę Kościoła.
Stefan Meetschen |