Po dobrym przyjęciu tej pierwszej deklaracji minister Kluzik-Rostkowska uznała z kolei, że nauczyciele mają za dużo czasu i „powinni pracować efektywnie do 40 godzin tygodniowo”. Trudno zaprzeczyć, że pani minister jest wierna swoim założeniom, i wiary (w premiera Tuska) z wiedzą (społeczną) nie miesza. Nauczyciele bowiem – według ustaleń Instytutu Badań Edukacyjnych – pracują tygodniowo średnio CZTERDZIEŚCI SIEDEM godzin. I tę tyleż ciężką, co ważką społecznie pracę wykonują za małe pieniądze. Żeby utrzymać rodziny, większość z nich pracuje na nadgodzinach. I chyba tu rząd dostrzegł swoją szansę. Gdy bowiem, wydłużając czas pracy, nauczycielskie nadgodziny wliczy się do obowiązkowego etatu – już nie trzeba będzie za nie płacić.
W Drugiej Rzeczypospolitej to nauczyciele przygotowali Polskę do wojny, to oni wychowali pokolenie Polskiego Państwa Podziemnego. Dziś zawód nauczycielski jest bardzo zdegradowany, a rząd zamiast odbudowywać pozycję społeczną nauczycielstwa – chce ją jeszcze bardziej zdegradować. Palikot, w czasach gdy był jednym z liderów PO, powiedział, że wyjątkowość Donalda Tuska polega na tym, iż „jest pierwszym politykiem, który nie zadaje sobie pytania, co po nim zostanie”. Istotnie, patrząc na politykę edukacyjną, można się zastanawiać, czy w tej dziedzinie cokolwiek zostanie. Prócz edukacji seksualnej, oczywiście.
Marek Jurek |