Dla dziennikarzy i mediów wakacje są trudnym czasem. Zespoły redakcyjne działają w pomniejszonych składach, bo choć tutaj nikt poważnie traktujący to zajęcie nie może sobie pozwolić na całomiesięczny urlop, to jednak każdy chciałby trochę odpocząć. A pracy nie ubywa, bo niezależnie od pory roku czasopisma mają stałą liczbę stron do wypełnienia, zaś programy informacyjne – stały czas do zagospodarowania. Co gorsza, znalezienie dobrych rozmówców i ekspertów w tym czasie graniczy z cudem, bo prawie wszyscy wyjechali. Ważnych tematów jest też jakby mniej. Stąd w odniesieniu do mediów od dawna mówi się o „sezonie ogórkowym”, bo z braku tematów przez wiele lat zajmowały się one relacjonowaniem zbioru ogórków. Co bardziej kreatywni żurnaliści wymyślali niestworzone historie, jak choćby tę o Paskudzie w Zalewie Zegrzyńskim, która w niczym nie ustępowała opowieściom o potworze z Loch Ness. Jeszcze inni znajdowali „świadków”, którzy widzieli wieloryba płynącego Wisłą w górę rzeki.
W tym roku chyba wszystkich prześcignął Tomasz Terlikowski, który w „Plusie Minusie” (weekendowym magazynie „Rzeczpospolitej”) z 19–20 sierpnia tego roku podzielił się swoim odkryciem. „Wakacje sprawiły, że i mediom, i opinii publicznej umknęło oświadczenie przewodniczącego polskiego Episkopatu na temat ideologii LGBTQ+” – pisze Terlikowski w rubryce: „Kronika przepowiedzianej katastrofy”. Abp. Stanisławowi Gądeckiemu wytyka obronę „metropolity krakowskiego, arcybiskupa i profesora” oraz innych osób „wyrażających swoją dezaprobatę wobec ideologii LGBTQ+”. W tekście utrzymanym w oskarżycielskim tonie wskazuje na apel przewodniczącego KEP do władz samorządowych, aby nie podejmowały decyzji, które pod pozorem przeciwdziałania dyskryminacji skrywałyby ideologię zaprzeczającą naturalnej różnicy płci i komplementarności mężczyzn i kobiet. Wspomina także o apelu arcybiskupa do parlamentarzystów, co w aktualnym kontekście brzmi jak zarzut o wtrącanie się do polityki, choć to akurat Terlikowski uznaje za oczywiste „z perspektywy obecnej nauki Kościoła”.
Główne zastrzeżenia Terlikowskiego do „ujawnionego” dokumentu dotyczą „braku empatii wobec osób LGBTQ+, próby zrozumienia ich sytuacji, realnej propozycji wyjścia dla nich”. Stwierdzenie abp. Gądeckiego, że „osoby należące do tzw. mniejszości seksualnych są naszymi braćmi i siostrami, za których Chrystus oddał swoje życie i których również chce doprowadzić do zbawienia”, uznaje za niewystarczające. Oczekuje od Kościoła zbudowania „realnych, a nie pozornych struktur wychodzenia na peryferia, ku osobom LGBTQ+” i innym. Przy okazji tego Terlikowski składa również samokrytykę w sprawie swoich niegdysiejszych publikacji o LGBTQ+. Ta samokrytyka w świetle jego ostatniej wolty z konserwatysty na pozycje bliższe tzw. Kościołowi otwartemu już zaskoczyć nie powinna.
Zaskakuje natomiast to, że ktoś, kto jest doktorem filozofii, nie widzi różnicy między osobami borykającymi się z zaburzeniami tożsamości seksualnej a środowiskami i organizacjami LGBTQ+ i lansowaną przez nie ideologią. Abp Gądecki wyraźnie pisze o tym w swoim oświadczeniu: „Szacunek dla konkretnych osób nie może jednak prowadzić do akceptacji ideologii, która stawia sobie za cel przeprowadzenie rewolucji w zakresie społecznych obyczajów i międzyosobowych relacji”. Powołuje się przy tym na papieża Franciszka, ostrzegającego przed tą rewolucją, która wymachuje flagą wolności, a przynosi dewastację.
Żeby to lepiej zrozumieć, posłużmy się analogią: Kościół w Polsce w czasach Prymasa Tysiąclecia i jego następcy mocno rozwinął duszpasterstwo robotników i świata pracy. Nie znaczy to jednak, że otworzył się na ideologię komunistyczną albo tworzył specjalne duszpasterstwa dla członków PZPR! Podobnie teraz Kościół jest otwarty na wszystkich ludzi, również na tych, którzy mają problemy z uporządkowaniem swojej seksualności. Nie oznacza to jednak, że powinien tworzyć specjalne duszpasterstwa czy kluby LGBTQ+. Nie wolno mu także dopuścić do przenikania ideologii, a nawet terminologii LGBTQ+ do struktur i doktryny Kościoła. Czy to za trudne do pojęcia dla doktora filozofii? Czy potrzeba przyłożenia abp. Gądeckiemu przyćmiewa wszystko?
I jeszcze wisienka na torcie: ten świeży rzekomo przegapiony przez innych, a ujawniony przez Terlikowskiego dokument pochodzi z 8 sierpnia. Tyle, że z roku 2019! Ale jak słońce pali w głowę i nic się w sezonie ogórkowym nie dzieje, trzeba jakąś sensację wymyślić. Szkoda tylko, że takie sensacje publikuje poważna „Rzeczpospolita”.