29 marca
piątek
Wiktoryna, Helmuta, Eustachego
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Jak zostałem zakonnikiem

Ocena: 0
3263
Kiedy miałem ok. 5 lat, wiedziałem, że w parafii jest ksiądz proboszcz i inni księża, a ponadto są zakonnice, siostry loretanki. W ogóle sądziłem wówczas, że wszystkie siostry zakonne na świecie to loretanki. Księża mieszkali blisko kościoła, na drewnianej plebanii oplecionej winoroślą. Siostry miały drewniany klasztor w odległości 10 minut drogi od kościoła. Z tajemniczym ogrodem. Wszystko to było dla mnie piękne i przyciągające. Dziś plebania i klasztor loretanek stoją w tych samych miejscach, tyle że murowane, wygodniejsze i bardziej funkcjonalne, za to już bez tego nadzwyczajnego klimatu sprzed lat.

Mój dziecięcy świat księży z parafii i sióstr loretanek wzbogacił się o kolejne doświadczenie. Poznałem ojców redemptorystów, którzy głosili adwentowe i wielkopostne rekolekcje. To było coś nowego! Ubrany inaczej niż księża z parafii, z dużym krzyżem na piersiach lub w dłoni, kaznodzieja wchodził na ambonę i głosił nauki. Głośno i dobitnie. Dramatyczne historie przytaczane przez zakonników robiły na mnie, małym chłopcu, piorunujące wrażenie. Do dziś pamiętam, jak jeden z redemptorystów opowiadał historię Balladyny z dramatu Słowackiego. Balladyna zabija swą siostrę Alinę i w tym momencie na jej czole pojawia się krwawe znamię, którego zabójczyni nie może usunąć… Nie pamiętam, w jaki sposób kaznodzieja przeszedł od Balladyny do Pana Jezusa, ale poczucie trwogi, a potem ulgi, że jest Chrystus Zbawiciel, pamiętam.

Duże wrażenie robiły na mnie filmy o misjonarzach, które puszczał w jednej z przykościelnych salek prefekt ministrantów. Zapragnąłem być taki, jak ci dzielni kapłani, niosący na różne sposoby Ewangelię na Czarnym Lądzie. Widziałem siebie jednak nie jako zakonnika, ale jako księdza, takiego jak księża w parafii, tyle że w Afryce. Ludzie o czarnym kolorze skóry, dzikie zwierzęta, sawanny i puszcze, wioski, a w nich kaplice i kościółki – tego rodzaju obrazy nieraz wypełniały mą dziecięcą wyobraźnię.

Pod koniec szkoły podstawowej zaczęły się we mnie budzić inne pragnienia. Zainteresowałem się biologią, szczególnie pociągała mnie genetyka. W liceum wybrałem klasę o profilu biologiczno-chemicznym, a po maturze poszedłem na biologię na Uniwersytecie Warszawskim. Ale już na pierwszym roku, pomimo że pierwszy semestr poszedł mi całkiem nieźle, powróciły myśli o kapłaństwie. Sam się temu dziwiłem, ale były one tak mocne, że nie mogłem przejść ponad nimi. Pierwszą opcją było oczywiście seminarium warszawskie. Wtedy to przypadkiem, który oczywiście nie był przypadkiem, ale zrządzeniem Opatrzności, wpadł mi do ręki artykuł Teilharda de Chardin, kapłana, naukowca, paleontologa i… jezuity. Artykuł o Bogu i ewolucji. Po edukacji w liceum wiedziałem, że był taki zakon jak jezuici, ale został skasowany. A tu się okazało, że jezuici istnieją i – co więcej – mają w swych szeregach tak wybitnych ludzi, jak Teilhard de Chardin, którzy łączą nauki, takie jak biologia, z teologią. To był impuls, który sprawił, że ostatecznie przekroczyłem furtę jezuickiego nowicjatu w Kaliszu.

Moja wiedza o jezuitach była prawie żadna. Kiedy pierwszy jezuita, z którym rozmawiałem, zapytał mnie, czy nie przeraża mnie fakt, że u jezuitów są dwa lata nowicjatu, to przyznam, że nie wiedziałem, o co mu chodzi i co to właściwie jest ten nowicjat. Prawdopodobnie dzisiaj by mnie nie przyjęto, tylko kazano kontynuować studia i utrzymywać kontakt z zakonem, jeździć na rekolekcje itp. Ale wtedy było inaczej. W czerwcu po raz pierwszy skontaktowałem się z jezuitami, a pod koniec sierpnia byłem już w nowicjacie. Szast prast! Wielka niewiadoma. Z każdym jednak dniem wzrastało we mnie przekonanie, że Pan Bóg chce mnie kapłanem jezuitą. Fundamentalne było w tym względzie przeżycie miesięcznych rekolekcji ignacjańskich na pierwszym roku nowicjatu. Każdy wybór życiowy jest ryzykiem, życie zakonne również. Ważne, aby życiowych wyborów dokonywać przed Bogiem, w oparciu o nauczanie Kościoła.

Dariusz Kowalczyk SJ
dkowalczyk(at)jezuici.pl
Idziemy nr 6 (489), 8 lutego 2015 r.

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:
- Reklama -

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 29 marca

Wielki Piątek
Dla nas Chrystus stał się posłusznym aż do śmierci, i to śmierci krzyżowej.
Dlatego Bóg wywyższył Go nad wszystko i darował Mu imię ponad wszelkie imię.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 18, 1 – 19, 42
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Najczęściej czytane artykuły



Najwyżej oceniane artykuły

Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter