Zwykło się uważać, że jakość ważniejsza jest niż ilość. I to jest idealistyczne podejście, bo dobrze wiemy, że tak naprawdę patrzy się najpierw na ilość, liczebność: w odniesieniu do ludzi, inicjatyw, posiadanych rzeczy itd. I każdy szeroko rozumiany spadek bądź tendencja spadkowa są przyjmowane ze smutkiem i szeroko komentowane. Zwłaszcza od kiedy statystyki odgrywają ogromną rolę w świadomości społecznej. Najszerzej komentowane są naturalnie wszelkie dane liczbowe dotyczące Kościoła, księży, wiernych. Żadna wiadomość tak się nie rozchodzi jak ta, ile osób ubyło ze wspólnoty wierzących bądź z grona duchownych.
Przed tygodniem wstrząsnęły Austrią statystyki kościelne za 2022 r., z których wynika, że w tym jeszcze do niedawna katolickim kraju w ubiegłym roku z Kościoła katolickiego wystąpiło ponad 90 tys. osób. To najwyższa liczba w ostatnich latach. Jak podaje oficjalny komentarz Kościoła w Austrii do tych danych, wysoka liczba odejść spowodowana jest dystansem do Kościoła, który w ostatnich latach jeszcze zwiększył się z powodu pandemii.
Według informacji z diecezji trend ten nasilił się w ubiegłym roku z powodu napiętej ogólnej sytuacji gospodarczej. Jeśli chodzi o wiernych uczestniczących w niedzielnej Mszy Świętej, liczba dominicantes spadła w stosunku do roku 2019, kiedy to nie było restrykcji pandemicznych, o 30–40 proc. (w Austrii wiernych liczy się w dwie niedziele w roku).
Podobne statystyki opublikowano w ubiegłym tygodniu w Niemczech, ale po przeprowadzeniu ich inną metodą niż liczenie wiernych w niedziele. Na zlecenie katholisch.de instytut badania opinii publicznej YouGov przygotował reprezentatywne badanie frekwencji na nabożeństwach, zadając pytanie o częstotliwość uczestnictwa w Mszach Świętych. Wyniki są jednak zbliżone do corocznych statystyk kościelnych i podobnie zasmucające: 64 proc. osób w Niemczech w wieku 18 lat i starszych nigdy nie uczestniczy w nabożeństwach, a tylko 6 proc. chodzi do kościoła co najmniej raz w tygodniu.
W Polsce również odnotowuje się co roku tendencję spadkową dominicantes, chociaż nie tak drastyczną jak u zachodnich sąsiadów. To jeszcze daje niektórym nadzieję, że wielki kryzys, jaki przeżywa Kościół na Zachodzie, do nas nie dojdzie lub też nie za naszego życia. Ale to raczej złudne oczekiwania. Kryzys wiary i przynależności do wspólnoty Kościoła postępuje bardzo szybko i jest już mocno widoczny w naszym kraju. Trzeba to przyjąć do wiadomości i zacząć działać w nowych warunkach. Powoli przekonują się o tym formatorzy duchowni i świeccy, którzy z mas przerzucają się na towarzyszenie poszczególnym osobom, formowanie ich, które następnie będą zaczynem w swoich parafiach, wspólnotach, miejscach pracy.
Czasy tłumów wiernych – ale czy wierzących? – powoli się kończą. Nadchodzą czasy małych wspólnot osób uformowanych, żyjących w zażyłej więzi z Bogiem, które stają się świadkami w swoich środowiskach. A niedawno abp Adrian Galbas mówił na Jasnej Górze, że chrześcijanin nie wstydzi się być w mniejszości. Zwłaszcza jeśli ta mniejszość wyróżnia się jakością. A to, co nadaje jakość wspólnocie chrześcijańskiej, to pogłębiona osobista więź z Bogiem, bez której nie da się wytrwać w wierności powołaniu czy to kapłańskiemu, czy zakonnemu, małżeńskiemu czy każdemu innemu i dawać świadectwa wobec świata. Bo tej więzi po prostu nie da się zastąpić czymś innym. Ona jest niezastąpiona! Dopóki tego nie zrozumiemy, dopóty będziemy się w życiu miotać, obarczając wszystkich i wszystko winą za nasze osobiste kryzysy oraz za kryzys Kościoła.