Oczywiście, jest w kraju – myślę, że nawet niemała – grupa osób, które są zadowolone z własnego życia i tego, w którą stronę idą sprawy w kraju. Mają ku temu faktyczne powody. Bo jak mawiał dobry wojak Szwejk, „jeszcze nigdy tak nie było, żeby jakoś nie było”.
Nawet ten minimalizm gaśnie jednak, gdy nagle przychodzi zderzyć się z państwową, biurokratyczno-układową machiną. Wtedy zaczyna się już bunt. Trudno przecież pogodzić się z tym, że nie każdy może liczyć na godziwą płacę, a lepszą pracę można dostać tylko po znajomości. Konkursy dla kandydatów na wysoko opłacane stanowiska są z góry przesądzone i wygra ten, kto musi wygrać.
Trudno pogodzić się z tym, że politycy i łamiący prawo mogą pozwolić sobie na jeszcze więcej, że prawo zbyt często chroni przestępców, a nie ich ofiary, że wreszcie skandale z liczeniem głosów towarzyszące ostatnim wyborom samorządowym podważyły zaufanie do całego politycznego systemu i zniechęciły wielu Polaków do udziału w głosowaniu. Patologii można by wyliczać więcej.
Tego nie da się zakrzyczeć. Po prostu wielu Polakom nie żyje się tak dobrze i bezpiecznie, jak twierdzi część polityków i publicystów. Stąd też takie poparcie dla kandydatów antysystemowych. Ci, którzy z tego powodu narzekają, powinni zdobyć się na osobisty rachunek sumienia.
Polityka pozbawiona etyki jest na dłuższą metę zgubna dla rządzonych i rządzących. Poczucie krzywdy i niesprawiedliwości w społeczeństwie w końcu da o sobie znać. W końcu zniszczy i samych krzywdzicieli. Chyba że w końcu coś zmienią, zaczynając od siebie. A z tym jest najtrudniej. Szczególnie gdy jest się na szczycie.
Krzysztof Ziemiec |