Mamy księży, którzy najlepiej czują się w bezpośrednim duszpasterstwie, takich, którzy mają szczególny charyzmat do pracy z młodzieżą albo do posługiwania starszym i chorym. Są tacy, których uskrzydla widok tysięcy wiernych na jakiejś religijnej uroczystości, i tacy, którzy preferują klimaty raczej kameralne, indywidualną posługę duchową. Jedni są świetni w kontaktach osobistych, ale nie mają talentów organizacyjnych i administracyjnych, a drudzy na odwrót. Nawiasem mówiąc, nie zgadzam się z podkreślaniem, że księża nie mają być menadżerami. Oczywiście, nie powinni być tylko menadżerami, ale Kościół potrzebuje duchownych, którzy potrafią dobrze zarządzać dobrami i je pomnażać. Dobry ekonom, czyli ksiądz zajmujący się finansami w diecezji lub zakonie, może bardzo pomóc inicjatywom duszpasterskim.
Kapłani są zatem – dzięki Bogu – różni, ale gdybym miał wskazać jakieś cechy uniwersalne – których oby nie brakowało żadnemu księdzu – to wymieniłbym gorliwość, roztropność i miłość do Kościoła. Innymi słowy, chodziłoby o gorliwą i roztropną miłość. Te dwie cnoty, gorliwość i roztropność, warunkują się nawzajem. Już autor Księgi Przysłów zauważył: „I gorliwość niedobra przy braku rozwagi, błądzi, kto biegnie za prędko” (19,2). Gorliwość bez roztropności staje się szkodliwą głupotą. Z drugiej strony, roztropność pozbawiona gor-
liwości stacza w jakieś cyniczne wyrachowanie czy też asekuranctwo.
Gorliwość jest znakiem działania Ducha Świętego. Jej przeciwieństwem byłaby letniość, przed którą przestrzega Księga Apokalipsy: „Obyś był zimny albo gorący! A tak, skoro jesteś letni, i ani gorący, ani zimny, chcę cię wyrzucić z mych ust” (3,15-16). Kiedy patrzymy na świętych, którzy odnawiali Kościół, jak Benedykt, Franciszek, Dominik, Ignacy, to uderza w nich przede wszystkim gorliwość o sprawy Pana. Ta gorliwość ma dwa aspekty, o których mówi psalm 119: „Nienawidzę ludzi chwiejnych, a prawo Twoje miłuję”. A zatem z jednej strony trzeba przeciwstawiać się złu, a z drugiej – i to jest najważniejsze – wskazywać na dobro, głosić chwałę Boga.
Roztropność – jak czytamy w Katechizmie dla Młodych – „steruje wszystkimi innymi cnotami, uzdalnia do poznania tego, co właściwe” (nr 301). Bez niej inne cnoty stają się własną karykaturą i tak np. cnota sprawiedliwości może stać się skłonnością do wywoływania awantur przez przysłowiowe dzielenie włosa na czworo. Roztropność bywa utożsamiana ze zdrowym rozsądkiem i mądrością życiową, które niekoniecznie idą w parze z wykształceniem i zdobytymi tytułami profesorskimi. Cechuje się przenikliwością i przewidywaniem, o czym mówią nam ewangeliczne przypowieści o budowaniu wieży, wyruszaniu na bitwę czy też pannach mądrych i głupich. Jezus, wysyłając uczniów do wsi i miast, udzielił im rady: „Bądźcie więc roztropni jak węże, a nieskazitelni jak gołębie” (Mt 10,16).
Kapłan powinien się też odznaczać synowską miłością do Kościoła. Nie jakiegoś Kościoła idealnego, wyimaginowanego, ale tego rzeczywistego, skonkretyzowanego w diecezji, parafii, zakonie, z takimi, a nie innymi biskupami, współbraćmi w kapłaństwie, wiernymi świeckimi. Ta miłość nie oznacza braku krytycyzmu, niedostrzegania problemów. Bo ma być miłością gorliwą, ale i roztropną.
Dariusz Kowalczyk SJ |