Wiceminister spraw wewnętrznych odpowiedzialny za imigrację prof. Maciej Duszczyk, autor strategii migracyjnej obecnego rządu, zapowiedział w wywiadzie dla „Financial Times”, że w ciągu dwóch lat może zostać całkowicie zamknięty program repatriacji Polaków ze Wschodu. Jego zdaniem Polska wypełniła już swoje moralne zobowiązania wobec zesłańców. Tłumacząc motywacje władzy, pan wiceminister oznajmił: „Musimy na przykład uniknąć sytuacji, gdy nie będziemy wiedzieć, czy rosyjski obywatel, który ma polską babkę, nie jest częścią rosyjskiego KGB”.
Ta deklaracja i tłumaczenie są na kilku poziomach oburzające.
Po pierwsze – nie wiem, jak pan minister mierzył poziom wypełnienia zobowiązań moralnych przez polskie państwo. Liczba osób, które mogą wciąż aplikować do programu repatriacji, jest szacowana na 50 tys.
Po drugie – program repatriacji był zorganizowany tak fatalnie, również za poprzedniej władzy, że wiele osób wróciło na własną rękę, a inni do dzisiaj czekają na wizę i doczekać się nie mogą.
Po trzecie – Polska znajduje się w dramatycznym kryzysie demograficznym. Jasne jest, że tego kryzysu nie naprawią repatrianci – podobnie zresztą jak nie zaradzi mu imigracja, wbrew propagandowym stwierdzeniom jej gorących zwolenników. Jednak to właśnie repatrianci są pierwszą i podstawową grupą, po którą powinniśmy sięgać, sprowadzając kogokolwiek z zagranicy.
Po czwarte – pan wiceminister Duszczyk w swojej wypowiedzi faktycznie przyznał, że polskie państwo nie jest w stanie zapewnić ochrony kontrwywiadowczej w przypadku procedury tak uporządkowanej i drobiazgowej, jak program repatriacji. To nie tylko deklaracja skandalicznej bezsilności, ale – i to po piąte – stwierdzenie rażąco bezczelne w obliczu tego, co wydarzyło się po 24 lutego 2022 r. Do Polski napłynęły wówczas bez śladu jakiejkolwiek weryfikacji miliony ludzi zza ukraińskiej granicy. I ten napływ, choć w mniejszym natężeniu, trwa nadal. Wówczas podobnych obaw słychać nie było ani ze strony ówczesnej władzy, ani ówczesnej opozycji, dzisiaj rządzącej. Nagle okazuje się, że problemem z punktu widzenia bezpieczeństwa państwa nie są masy uchodźców, których nikt nie sprawdza – a wśród nich bez najmniejszej wątpliwości znajdują się rosyjscy szpiedzy – tylko potomkowie polskich zesłańców, którzy w ramach programu repatriacji podlegają sprawdzeniu i weryfikacji.
Dziś, jak wiadomo, wszystko da się uzasadnić Putinem: ograniczenie wolności słowa, politykę klimatyczną i sto innych złych projektów. Jednak sięganie po argument z Putina, aby zamknąć program historycznej sprawiedliwości wobec potomków ofiar antypolskiej polityki Moskwy – to już po prostu perwersja.