Zauważmy najpierw, że samo bycie rozwodnikiem nie przekreśla możliwości przystępowania do Komunii. Dopiero pożycie seksualne w drugim, w odróżnieniu od pierwszego, niesakramentalnym związku, stanowi przeszkodę w otrzymaniu sakramentalnego rozgrzeszenia i pełnym uczestnictwie w Eucharystii. Warto też przypomnieć, że Kościół – kierując się wskazaniami Jezusa – nie uznaje rozwodów, które unieważniałyby sakramentalny ślub. Nie ma zatem kościelnych rozwodów, choć oczywiście są rozwody cywilne. W Kościele istnieje natomiast stwierdzenie nieważności małżeństwa. Chodzi o sytuację, w której ktoś nie spełniał istotnych warunków, by ważnie zawrzeć związek małżeński. Wszak sakrament małżeństwa, który jest umową między kobietą i mężczyzną zawartą przed Bogiem w Kościele, wymaga spełnienia pewnych warunków wstępnych. I tak na przykład mężczyzna, który ukrył fakt, że jest homoseksualistą, mimo uroczystego ślubu i hucznego wesela nie zawarł ważnie związku małżeńskiego. Papież Franciszek w rozmowie z dziennikarzami przytoczył zdanie swojego poprzednika z Buenos Aires, że połowa małżeństw jest nieważna, ponieważ ludzie „pobierają się bez dojrzałości, nie dostrzegając, że to jest na całe życie, albo biorą ślub dlatego, że z racji społecznych powinni się pobrać”. Kościół dopuszcza ponadto separację, kiedy np. – jak czytamy w Kodeksie Prawa Kanonicznego – „jedno z małżonków stanowi źródło poważnego niebezpieczeństwa dla duszy lub ciała drugiej strony” (kan. 1153).
Trzeba ponadto podkreślić, że w życiu mamy do czynienia z bardzo różnymi historiami osób rozwiedzionych. Jan Paweł II wskazał w adhortacji apostolskiej Familiaris consortio, że nie należy traktować wszystkich przypadków jednakowo, „zachodzi bowiem różnica pomiędzy tymi, którzy szczerze usiłowali ocalić pierwsze małżeństwo i zostali całkiem niesprawiedliwie porzuceni, a tymi, którzy z własnej, ciężkiej winy zniszczyli ważne kanonicznie małżeństwo”. O ile w tym drugim przypadku należałoby upomnieć grzesznika, o tyle w pierwszym trzeba raczej okazać miłosierne współczucie. Franciszek podejmuje ten kierunek myślenia i stwierdza, że kiedy „wspólna droga i miłość poniosą klęskę, co często się zdarza, wówczas powinniśmy odczuwać ból porażki, towarzyszyć tym osobom, które doświadczyły takiej klęski w miłości. Nie potępiać! Trzeba im towarzyszyć…”.
Są rozwodnicy, których Kościół niewiele obchodzi, ale są też tacy, którzy żyją w związkach niesakramentalnych, ale wierzą w Chrystusa i w Kościół. W cytowanej już adhortacji Jan Paweł II pisze, że niektórzy zawierają nowy związek „ze względu na wychowanie dzieci, często w sumieniu subiektywnie pewni, że poprzednie małżeństwo, zniszczone w sposób nieodwracalny, nigdy nie było ważne”. Po czym podkreśla, że rozwiedzeni nie mogą czuć się odłączeni od Kościoła, co więcej, na mocy chrztu pozostają zobowiązani do uczestnictwa w jego życiu. To nauczanie dało początek duszpasterstwu związków niesakramentalnych. Czy pozostając w zgodzie z nauczaniem Chrystusa, można wprowadzić w Kościele jakieś nowe sposoby postępowania w odniesieniu do osób rozwiedzionych, żyjących w drugich związkach? Papież Franciszek stawia to pytanie. I nie ma w tym nic dziwnego. Pomóżmy mu modlitwą w znalezieniu właściwych odpowiedzi.
ks. Dariusz Kowalczyk SJ |