19 kwietnia
piątek
Adolfa, Tymona, Leona
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Lepiej tego nie poruszać

Ocena: 4.69231
1603

Nie należy kłamać, w tym przede wszystkim nie wolno rzucać oszczerstw przeciwko bliźniemu. Trzeba mówić prawdę. Oczywiście, mogą być sytuacje, w których prawda jest komuś zdecydowanie nienależna, a wtedy nie wolno jej ujawniać. Tajni współpracownicy mówili esbekom prawdę, co przecież jest godne potępienia, a nie pochwały. Ale być może w życiu osobistym i publicznym większym problemem niż mówienie prawdy jest wybór, o czym mówić, a czego w ogóle nie poruszać. O czym rozmawiać z rodziną, z przyjaciółmi, a jakie tematy zostawić na boku. I nie chodzi tu o nieszczerość, ale o to, że poruszanie pewnych kwestii niczemu dobremu nie służy. Tymczasem już św. Paweł pouczał: „Niech nie wychodzi z waszych ust żadna mowa szkodliwa, lecz budująca zależnie od potrzeby, by wyświadczała dobro słuchającym” (Ef 4, 29). A na przykład gadanie o rzeczywistych słabościach i upadkach innych ludzi może być szkodliwe.

Powyżej zarysowany problem dotyczy także Kościoła. O czym i jak mówić w kazaniach, w mediach katolickich, na forach społecznościowych, a co pominąć i czego nie podawać dalej? Pewien biskup przekonywał mnie, że on w ogóle nie odniósł się do organizowanych w jego mieście tzw. marszów równości. Co więcej, ludziom, którzy przyszli do niego z propozycją, by jakoś zaprotestować przeciwko bluźnierstwom, które pojawiają się na takich marszach, powiedział zdecydowanie, aby dali spokój, bo nie ma co prowokować. No cóż! Czasem lepiej coś przemilczeć. Publiczny sprzeciw bowiem jedynie nagłaśnia sprawę i daje dodatkowy oręż skandalistom. Sądzę jednak, że próba przemilczania ze strony Kościoła chrystofobicznej w swej istocie ideologii gender/LGBT nie ma dzisiaj sensu. Trzeba powiedzieć: „Nie”. Głośno, jednoznacznie, publicznie. Tak jak to zrobił bł. kard. Wyszyński, kiedy stwierdził, że dalej nie można już ustępować komunistom, i powiedział: „Non possumus”. I został internowany.

Mowa jest srebrem, a milczenie złotem. W pewnych sytuacjach tak rzeczywiście jest. Nie ma co powiększać zgiełku tego świata. Tyle że Bóg jest milczeniem, ale jest też słowem. Odwiecznym Słowem. Trzeba zatem wiedzieć, kiedy milczeć, a kiedy mówić. Milczenie nie zawsze oznacza mądrość, zręczną dyplomację, pokorę. Niekiedy jest raczej oznaką braku rozeznania, lękliwości, tchórzostwa. Bywa, że różnej maści karierowicze milczą, nie wyrażają własnego zdania, kalkulują, o czym mówić, a o czym nie mówić, aby odnieść jakąś osobistą korzyść. Nie brakuje takich w strukturach kościelnych. Za Jana Pawła II rozprawiali wiele o obronie życia od poczęcia aż do naturalnej śmierci, a teraz wzywają raczej do troski o klimat i emigrantów. Naturalna zmiana akcentów? A może karierowiczowskie patrzenie, skąd i jaki wieje wiatr?

Znane jest tzw. mówienie pod publiczkę. Polega ono na głoszeniu poglądów, o których wcześniej już wiedzieliśmy, że spodobają się słuchaczom, a z drugiej strony na nieporuszaniu kwestii, które mogłyby się ludziom nie podobać. Wielu polityków patrzy uważnie na sondaże i na tej podstawie konstruuje swoje przemówienia. Również w Kościele mamy zwolenników tej metody. Twierdzą oni, że ludzi, szczególnie młodych, trzeba zachęcać, a nie zniechęcać do chodzenia do kościoła. Jasne! Tylko że w praktyce oznacza to często rozmywanie nauki Ewangelii, podlizywanie się popkulturze i różnym modnym ideologiom. Ci, którym niektórzy księża próbują się podlizywać, i tak do spowiedzi i na Mszę nie przyjdą, za to wierzący i praktykujący będą coraz bardziej zasmuceni, że ich Kościół nie ma odwagi i w żenujący sposób przystosowuje się do świata.

Jezus z Nazaretu nie kalkulował, że pewnych rzeczy lepiej nie mówić, bo mogą zostać źle przyjęte. A przecież wiedział, że po tzw. mowie eucharystycznej („Jam jest chleb życia” – J 6, 35) wielu uczniów odejdzie, mówiąc: „Trudna jest ta mowa. Któż jej może słuchać?” (J 6, 60). Wiedział też, że wskazywanie na siebie jako Jednorodzonego Syna Bożego, bez którego nie ma przebaczenia grzechów i życia wiecznego, będzie budziło mocny sprzeciw i ostatecznie zaprowadzi Go na krzyż. „Bycie pozytywnym” nie polega na zastępowaniu Ewangelii pajacowaniem o tolerancji i powszechnym braterstwie. Ewangeliczne „bycie pozytywnym” to Pawłowe „głoś naukę, nastawaj w porę i nie w porę, wykaż błąd, poucz, podnieś na duchu z całą cierpliwością” (2 Tm 4, 2).

Idziemy nr 31 (874), 31 lipca 2022 r.

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

Profesor teologii na Wydziale Teologicznym Papieskiego Uniwersytetu Gregorianum w Rzymie
dkowalczyk@jezuici.pl

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 19 kwietnia

Piątek, III Tydzień wielkanocny
Kto spożywa moje Ciało i Krew moją pije,
trwa we Mnie, a Ja w nim jestem.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 6, 52-59
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Najczęściej czytane artykuły



Najczęściej czytane komentarze



Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter