28 marca
czwartek
Anieli, Sykstusa, Jana
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Na jednej liście?

Ocena: 3.04
934

W niektórych środowiskach narasta histeria, związana z budową jednej listy wyborczej opozycji. Koncepcja jest prosta: zlepić wszystko, co przeciwne Prawu i Sprawiedliwości, oczywiście poza Konfederacją, i w ten sposób zagwarantować sobie większość w przyszłym Sejmie. Na papierze taka koncepcja wygląda pięknie: poparcie Platformy, Lewicy, Polski 2050 i PSL to razem co najmniej 50 proc. głosów. Ale jednocześnie taka konstrukcja może być śmiertelną pułapką. Całkiem niedawno przekonała się o tym węgierska opozycja, która w kwietniowych wyborach wystąpiła pod jednym sztandarem i ostatecznie dostała tak solidne baty, że do dziś nie może się pozbierać.

Wspólną listę opozycji szczególnie gorąco popiera środowisko „Gazety Wyborczej”, które dzień w dzień promuje hasło „Do wyborów demokraci muszą pójść zjednoczeni!”. Rzecz jasna w tym ujęciu „demokraci” to ci, którzy sprzeciwiają się rządom PiS – w domyśle niedemokratycznym, albo nawet faszystowskim. Cóż, komu smakuje odtworzenie podziałów z późnych lat 40. ubiegłego wieku (kiedy to komuniści nazwali siebie „Blokiem Demokratycznym”), ten niech używa tego w istocie komunistycznego języka, który znów ma zakłamać rzeczywistość. My postawmy pytanie: dlaczego redakcja z Czerskiej z taką siłą promuje budowę jednej listy? Czy ma pewność, że naprawdę dobrze życzy swoim pupilom? I co wynika z sondaży, które

ostatecznie mają przekonywać, że innego wyjścia opozycja nie ma?

W ostatnich dniach na stole położono „wielki, obywatelski sondaż wyborczy fundacji Forum Długiego Stołu”, mający dowodzić, że tylko zjednoczenie przyniesie sukces. Zamówiono badanie i przedstawiono respondentom cztery różne konstelacje. Wynik łatwy do przewidzenia: tylko wspólna lista KO, Lewicy, Polski 2050 i PSL daje opozycji większość, a konkretnie 245 mandatów. Problem w tym, że wyniki wydają się dość wątpliwe. Redakcja nie pokazała surowych danych, a jedynie przeliczenie na mandaty. Nawet komentatorzy lewicowi uznali, że to badanie przeprowadzone „z sercem po jednej stronie”. Inni sięgali po mocniejsze słowa, pisząc o „szantażu”, skierowanym w stronę mniejszych partii opozycyjnych. To na nie wywierana jest potężna presja w tej sprawie. Nie tylko medialna, ale i polityczna. Donald Tusk ujął to wprost: „Ja chcę powiedzieć jedno: jeśli oni w najbliższych dniach nie zrozumieją, że trzeba to robić natychmiast, to wyborcy zdecydują. Już za kilka miesięcy zobaczycie to w sondażach, na dwa–trzy miesiące przed wyborami – że ci, którzy chcą tylko wejść [do parlamentu], tylko być – oni znikną. I tak będziemy mieli jedną listę”.

Jedna lista to oczywisty interes Tuska: stawia go w roli pewnego kandydata do premierostwa w razie sukcesu, daje kontrolę nad pieniędzmi i listami kandydatów. Dla mniejszych ugrupowań takie rozwiązanie to oczywista degradacja do roli przystawki, dodatku, ozdóbki. To koniec podmiotowości i niezależności w dotychczasowej formie. Ale Władysław Kosiniak-Kamysz czy Szymon Hołownia także mają rację, gdy mówią, że to dwie listy byłyby najskuteczniejszą konstelacją opozycji. Jedna lista bowiem, gdyby już została powołana do życia, szybko zaczęłaby topnieć; pojawiłyby się problemy, napięcia i konflikty, których dziś nie widać. Zresztą, dotyczy to także zapowiedzianego już wstępnie sojuszu Polski 2050 z PSL. Teoretycznie to mariaż doskonały: jedni działają na wsi, drudzy w mieście, jedni mają poparcie, drudzy struktury. Jest jednak i druga strona medalu: wyborcy ludowców raczej nie lubią Szymona Hołowni, co na pewno zbije wynik takiej konstrukcji.

Kampania przyniesie wiele spraw, do których wszyscy politycy będą musieli się odnieść. Weźmy kwestię ataków na św. Jana Pawła II. Działający samodzielnie ludowcy poparli sejmową uchwałę w tej sprawie i zdołali „wypisać się” z nagonki zorganizowanej przez lewicę i liberałów. Czy mieliby taką swobodę działania, gdyby zagoniono ich do jednej listy? Więcej niż wątpliwe.

Prawo i Sprawiedliwość patrzy na te dylematy z dużym spokojem. Gdyby politycy tej partii mieli decydować, pewnie woleliby walczyć z kilkoma listami opozycji. Nie jest to jednak kwestia, która wywołuje drżenie serc. Oba rozwiązania – i jedna lista, i szeroka paleta komitetów opozycyjnych – mają swoje zalety. Jeden czytelny przeciwnik pozwoliłby na wyostrzenie różnic, na sprowadzenie całej kampanii do wyboru: albo Tusk, albo Kaczyński. W każdym razie PiS nie uważa, by jedna lista była elementem o czymkolwiek przesądzającym. I powinni to wiedzieć także redaktorzy „Gazety Wyborczej”, którzy inwestują w tę kwestię stanowczo zbyt wiele.

Idziemy nr 13/2023

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

Autor jest redaktorem naczelnym tygodnika „W Sieci”

- Reklama -

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 28 marca

Wielki Czwartek
Daję wam przykazanie nowe,
abyście się wzajemnie miłowali,
tak jak Ja was umiłowałem.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 13, 1-15
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Najczęściej czytane artykuły



Najwyżej oceniane artykuły

Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter