Każdy rząd popełnia – i będzie popełniał – wiele błędów. I u nas, i za granicą. Rolą uczciwych ludzi, nie tylko czynnych uczestników życia publicznego, ale i zwykłych obywateli, jest punktowanie złych posunięć czy decyzji. Ale są takie sytuacje, kiedy nie tyle nawet wypada, co trzeba stanąć razem obok siebie, bez względu na wszystko. I tak jest teraz, kiedy pojawiają się kolejne głosy jawnie uderzające w Polskę i oskarżające nas o czynny udział w Holokauście, włącznie z odpowiedzialnością za budowę na polskich terenach niemieckich obozów koncentracyjnych. Jest absolutną powinnością każdego uczciwego człowieka stanięcie do walki o pamięć i obronę honoru Polski i Polaków. Niestety, ta oczywistość nie jest akceptowana przez wszystkich. Myślę tu o – niestety, wielu – politykach i znanych komentatorach, dla których cudze „brednie” są uprawnionym głosem w debacie. Nie akceptuję w żadnym wypadku prób wybielania historii, ale apeluję o rozsądek.
W krajach anglosaskich, które tak często bywają dla nas wzorem, jest obowiązująca zasada: mój kraj to mój dom, dobry czy czasem zły – ale mój. Nie u nas… U nas najważniejsze stało się jedno angielskie słówko wypowiedziane przez premiera. Cała wypowiedź z Monachium – w której nie było nic, co byłoby niezgodne z prawdą – okazała się bez znaczenia. Czyż nie był więc to tylko pretekst do wyprowadzenia najcięższych dział?
Zamiast otwartości i wyrozumiałości, albo nawet zaciśnięcia zębów w imię wspólnej sprawy, będzie pewnie ciągłe zaślepienie. Tak było w kwestiach dotyczących wymiaru sprawiedliwości, tak jest teraz z ustawą o IPN, tak będzie zapewne za chwilę w sprawie nowego budżetu unijnego. Dla zbyt wielu przeszkody, jakie napotyka Polska, są satysfakcją, bo to może „wreszcie obali ten znienawidzony rząd”. I nie ma znaczenia, że haniebne – ale jednak jednostkowe – antyżydowskie ekscesy u nas mają się nijak do fali antysemityzmu na Zachodzie. Że problemów z niewykonywaniem różnych prawnych zaleceń unijnych mają tam więcej inni, niż my. Zasada, by chronić państwo polskie i naród jako całość przed kłamliwymi oskarżeniami, nie obowiązuje.
Od dłuższego czasu nie daje mi to spokoju. Najlepszą odpowiedź daje chyba w wywiadzie dla tygodnika „Do Rzeczy” znany amerykański politolog prof. Georg Friedman: „Polska właśnie w tej chwili ponownie wkracza do grona nie tylko rozgrywanych, lecz także rozgrywających. Niestety, wasza mentalność nie nadąża za zmieniającą się rzeczywistością. Nadal wielu waszych obywateli i przedstawicieli elit politycznych sądzi, że Polska jest biedna oraz nieistotna. To nieprawda”.
Może, skoro te słowa mówi ktoś z zewnątrz, co dla wielu – szczególnie tych, którzy innych posądzają o niewolniczą mentalność – ma wielkie znaczenie, to nadszedł czas, byśmy to wszyscy zrozumieli? Jeśli nie chcemy być na wieki narodem i państwem drugiej, właśnie postkolonialnej, kategorii!