Wenezuelczyk Arturo Sosa został 31. generałem jezuitów, czyli najwyższym przełożonym Towarzystwa Jezusowego, zakonu założonego przez Ignacego Loyolę w 1540 r. W listopadzie skończy 68 lat. Przez ostatnie dwa lata mieszkał w Rzymie, pełniąc funkcję delegata generała zakonu ds. Domów Międzynarodowych w Wiecznym Mieście, czyli m.in. Uniwersytetu Gregoriańskiego, a zatem był moim bezpośrednim przełożonym wyższym. Z nim miałem tzw. sprawę sumienia, czyli doroczną rozmowę o moim stanie ducha, pracy itp. Wcześniej o. Sosa był przez 10 lat rektorem Uniwersytetu Katolickiego w San Cristóbal w Wenezueli. A jeszcze wcześniej prowincjałem, czyli przełożonym jezuitów wenezuelskich.
W homilii wygłoszonej podczas Mszy Świętej odprawionej następnego dnia po wyborze w kościele del Gesù, kolebce jezuitów, nowy generał przytoczył zdanie z Konstytucji zakonu: „Ponieważ Towarzystwo nie zostało założone dzięki środkom ludzkim i nie dzięki nim można je zachować, lecz dzięki łasce wszechmogącego Boga i Pana naszego Jezusa Chrystusa, więc tylko w Nim trzeba złożyć nadzieję”. Wcześniej, tuż przed Mszą, Arturo Sosa udał się, wedle jezuickiego zwyczaju, do znajdujących się przy kościele tzw. kameretek św. Ignacego, czyli miejsca, gdzie założyciel i pierwszy generał jezuitów mieszkał i gdzie umarł. Tam wysłuchał m.in. fragmentu Ewangelii ze św. Mateusza: „Największy z was niech będzie waszym sługą. Kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się poniża, będzie wywyższony” (23,11-12). Na zakończenie Mszy natomiast o. Sosa przeszedł do ołtarza św. Ignacego, przy którym odmówiono specjalną modlitwę do Trójcy Przenajświętszej, której misterium było kluczowe w duchowym doświadczeniu założyciela jezuitów.
Generał jezuitów, tak jak papież, jest wybierany ad vitam, to znaczy do końca swego życia. Oczywiście prawo zakonne przewiduje możliwość złożenia dymisji, np. z powodu problemów ze zdrowiem. Tak właśnie się stało z poprzednim generałem Adolfem Nicolásem. Tyle że w przypadku papieża jest to jego suwerenna decyzja, którą po prostu komunikuje kardynałom i całemu Kościołowi. W przypadku zaś generała jezuitów na dymisję musi się najpierw zgodzić Ojciec Święty. Raz po raz powraca pytanie, czy nie należałoby zmienić wyboru generała ad vitam na wybór np. na 9 lub 12 lat z możliwością przedłużenia kadencji. Na razie jednak Towarzystwo Jezusowe działa w tym względzie zgodnie z tym, co postanowili pierwsi jezuici.
Wyboru generała jezuitów dokonuje w tajnym głosowaniu Kongregacja Generalna, czyli ciało złożone z prowincjałów i delegatów z całego świata. Tym razem było ich 212. Aby zostać wybranym, kandydat musi otrzymać więcej niż połowę głosów, czyli w tym przypadku przynajmniej 107. Wybranym może być każdy jezuita, który złożył ostatnie śluby i jest tzw. profesem czterech ślubów. W praktyce jednak kandydatów szuka się raczej wśród członków Kongregacji. Cztery dni poprzedzające dzień głosowania nazywają się murmuratio. Jest to czas modlitwy, refleksji, a przede wszystkim rozmów. Nie odbywają się one jednak w grupkach, ale twarzą w twarz, tzn. każdy członek Kongregacji może zapytać drugiego współbrata o opinię na temat trzeciego współbrata. Jeśli ktoś nie jest zapytany, nie może z własnej inicjatywy przekonywać kogoś co do takiego czy innego kandydata. Tego rodzaju system sprawia, że nie ma żadnej „kampanii wyborczej”, tworzenia się grup nacisku, stronnictw itp. Każdy w swoim sumieniu, na podstawie zdobytej wiedzy, ma zdecydować, kto – jego zdaniem – byłby najlepszy generałem dla całego zakonu.
Po wyborze generała Kongregacja, której mam zaszczyt być członkiem, trwa dalej. Chodzi o wspólną refleksję m.in. nad strukturą rządów w zakonie, jezuicką tożsamością i misją w kontekście sytuacji Kościoła we współczesnym świecie. Być może nie we wszystkim się zgadzamy, ale wierzymy, że Bóg nadal chce się nami posługiwać.
Dariusz Kowalczyk SJ |