To tryumf woli. Gdyby nie upór śp. Lecha Kaczyńskiego, gdyby nie jego determinacja, by w ciągu roku zbudować obiecane powstańcom Muzeum Powstania, kolejne rocznice nie miałyby tego rozmachu, jaki mają. Nie powstałaby placówka skutecznie zarażająca dobrym wirusem nie tylko warszawiaków, ale i wszystkich Polaków. Dobrze pokazuje ten wymiar dorobku śp. Prezydenta – i jego współpracowników – świeżo wydana, świetna książka Piotra Legutki „Jedyne takie muzeum – odzyskana pamięć o Powstaniu Warszawskim”.
To tryumf społeczeństwa obywatelskiego. Centralne obchody mogliśmy śledzić na ekranach telewizorów, ale żadne media nie były w stanie pokazać tych setek, może nawet tysięcy drobnych inicjatyw w całym kraju. Od klasycznych syren w godzinie „W”, poprzez liczne koncerty, rajdy, przemarsze, aż po zapalania świateł w akademiku w kształcie symbolu Polski Walczącej. To wszystko płynie z dołu, tego nikt nie nakazuje. Co ważne, fala dobrej mody na powstanie objęła również wielu tzw. „lemingów”, a więc ludzi z definicji obojętnie przechodzących obok patriotyzmu. Szczególnie spektakularnym dowodem siły tej tradycji jest kapitulacja „Gazety Wyborczej”, jeszcze niedawno próbującej powstanie zohydzić, a dziś stojącej w pierwszym szeregu bojowników o pamięć. Być może ze względów komercyjnych, ale dobre i to.
To wreszcie tryumf polskości. Bo polskość często przysypia, a my sądzimy, że umiera. A potem nagle odżywa, wybucha jak wiosna w maju, i porywa wszystkich w pobliżu, niezależnie od tego, co robili i co myśleli wcześniej.
|
Zwróćmy uwagę, jak chętnie w obchody rocznicy Powstania Warszawskiego włączył się biznes – ile wielkich firm sponsorowało rocznicowe filmy, koncerty czy rajdy. To pokazuje, że jednak można pchnąć współczesną cywilizację finansową w kierunku czegoś dobrego, że kurs na wsparcie kulturowych działań lewicy nie jest żadnym determinizmem. Przy pewnej, odpowiednio dużej skali społecznego zaangażowania, w kręgach menadżerskich włączają się mechanizmy konformizujące, pojawia się obawa przed pozostaniem z tyłu. A więc rozproszony, niewidoczny wysiłek tysięcy pasjonatów w końcu może przełożyć się na milionowe decyzje.
Na koniec: cieszy także fakt, że w tym roku nie uderzono w powstanie żadnym „Obłędem” ani innym paszkwilem. Być może prowokatorów zniechęcił rozmach obchodów, a może tylko szykują się do kolejnego uderzenia. Niestety, nie należy liczyć, że zmądrzeli, że pojęli swoje zagubienie. A powinni. Jak słusznie zauważył bowiem Jan Ołdakowski, dyrektor MPW: „Jeżeli ktoś chce walczyć z powstaniami, niech się skupi na obronie polskich granic, na budowie silnego państwa, a nie na rugowaniu pamięci”. Tym bardziej, że pamięć o warszawskim zrywie – nawet jeżeli zbyt drogo okupionym – jest Polsce bardzo potrzebna. Deptanie jej dla zwykłej hucpy jest co najmniej głupotą.
|