Pan Zbyszek lubi codziennie oglądać zrzut ścieków i opowiadać o tym „Wyborczej”. I co jej powiedział? Ano że pierwszy raz znalazł na brzegu martwe ryby, znakiem tego ktoś musiał je tam – jego zdaniem – podrzucić!
Niektórzy zrobią wszystko, by pomniejszyć skalę problemu związanego ze zrzutem ścieków do Wisły w Warszawie. Do upadłego będą bronić władz stolicy i kpić z działań rządu. Inni do końca będą atakować ratusz za skalę zaniedbań. A ponieważ ciężko w takiej sytuacji odnaleźć się tym, którzy nie mają specjalistycznej wiedzy – to dla nich kilka faktów. Od – co prawda niepraktykującego – ale jednak dyplomowanego inżyniera ochrony środowiska.
Po pierwsze, transport ścieków na duże odległości nie jest niczym niezwykłym. Także pod rzeką. Wszystko zależy od rozmiarów kolektora i wydajności pomp. Zakładam, że te zostały dobrane prawidłowo. Dziwne jest to, że przewód doprowadzający je do oczyszczalni został zalany betonem, a takie zdjęcia krążą w interncie. Bo zwiększa to tylko sztywność całej konstrukcji i bez systemu kamer termowizyjnych uniemożliwia jego kontrolę. Kto i dlaczego tak zrobił – wyjaśnią pewnie biegli, bo sprawą zajmuje się prokuratura.
A co do zagrożenia ekologicznego. Ci, którzy robią wszystko, by je pomniejszać, tylko się ośmieszają. To prawda, że każda rzeka ma zdolności do samooczyszczania. Wszystko zależy od ilości ścieków i wielości wody przepływającej w rzece. Do Wisły o niskim obecnie stanie wody dostaje się teraz w każdej sekundzie ok 3 tys. litrów ścieków bytowych. Są w nich m.in. chorobotwórcze bakterie, związki azotu i fosforu. A im mniej wody w Wiśle, tym dla nich lepiej.
Stężenie azotanów w wiślanej wodzie tuż za Warszawą jest przekroczone nie o 20 proc., ale 20-krotnie! To bardzo dużo! Ale to nie azotany, tylko azotyny są najgorsze, bo jeśli przedostaną się do wody pitnej w dużych ilościach, mogą wywołać ciężkie choroby. Największy problem będzie nie w Płocku, ale przed Włocławkiem, gdzie to wszystko będzie się magazynowało w zbiorniku wodnym! Tykająca bomba ekologiczna!
Wstyd i skandal, że tak duże miasto jak Warszawa nie ma kilku oczyszczalni i systemów doprowadzania ścieków! Zawsze mówiło się, że będzie za drogo i zawsze są też silne protesty okolicznych mieszkańców. A potem jest za późno. Oczyszczalnia Czajka budowana od 1976 roku działa od 1991 roku (choć miała od 1982) i aż do roku 2012 przyjmowała ścieki tylko z prawobrzeżnej Warszawy. Od 2012 roku ścieki z lewobrzeżnej części miasta transportowane są kolektorem pod Wisłą do Czajki.
To, że w tych czasach tak kluczowy dla bezpieczeństwa – nie tylko stolicy – odcinek rurociągu z tonami ścieków nie ma realnego systemu monitoringu i kontroli, jest zadziwiające! Tak samo jak to, że nagle uszkodzeniu ulega kolektor i roboczy, i awaryjny! Przyczyny awarii jak najszybciej powinni ustalić śledczy. Bo kary za zrzut nieczystości i tak zapłaci MPWiK, czyli de facto my wszyscy w postaci zapewne podwyżek cen wody. Szkoda tylko, że ci, którzy często płaczą nad wycinką jednego drzewa, dziś – w obliczu katastrofy ekosystemu Wisły – skutecznie milczą.