W otwarciu igrzysk uczestniczyło ponad 40 szefów państw i rządów, ale zabrakło jednak wielu przywódców Zachodu, m.in. prezydenta USA Baracka Obamy. Ci nie pojawili się nie z powodu budżetowych kłopotów czy innych zawirowań politycznych, ale z powodu rzekomej dyskryminacji środowisk LGBT w Rosji. Sprawa zaszła tak daleko, że ową dyskryminację potępił także sekretarz generalny ONZ Ban Ki-moon, który przemawiał na forum Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego już w Soczi, przed igrzyskami. Nie mówił o łamaniu praw człowieka, nie odniósł się bezpośrednio do sytuacji w samej Rosji, ale chodziło mu właśnie o ten kraj. Jednak nie miał na myśli sytuacji inaczej myślących, tylko inaczej miłujących.
Tym, co drażni zachodnie elity, jest wprowadzone w zeszłym roku w Federacji Rosyjskiej nowe prawo, które ma chronić mieszkańców przed – jak to określono – homoseksualną propagandą. Ban Ki-moon zdecydowanie zaprotestował przeciw dyskryminacji mniejszości seksualnych. Jak podkreślał, musimy głośno opowiedzieć się przeciw atakom, aresztowaniom i więzieniu osób homoseksualnych, biseksualnych oraz transseksualnych. Przeciwny takim atakom jest – moim zdaniem – każdy normalny człowiek miłujący pokój i demokrację. O specjalnym atakowaniu i aresztowaniu takich osób nie może być mowy! Pytanie, czy faktycznie do tego dochodzi? Czy jest to wymyślone, a może sprowokowane i specjalnie nagłośnione?
Ale to nie koniec takich lobbystycznych działań. Brytyjski dziennik „The Guardian” opublikował list otwarty ponad dwustu światowych pisarzy, którzy także krytykują nowe „antygejowskie” prawa w Rosji. Zdaniem sygnatariuszy te przepisy dławią wolność nie tylko pisarzy (sic!), lecz także innych artystów czy dziennikarzy.
Ban Ki-moon przypomniał też, że jedną z podstawowych zasad zawartych w Karcie Olimpijskiej jest niezgoda MKOl na wszelkie przejawy dyskryminacji. „Igrzyska olimpijskie pokazują, że sport potrafi przybliżać ludzi niezależnie od ich wieku, rasy, klasy, wyznawanej religii, umiejętności, płci, orientacji seksualnej czy tożsamości płciowej” – zaznaczył.
Niebywałe, że dyskryminacja oznacza dzisiaj coś zupełnie innego niż kiedyś. Ale nie może być nazywany dyskryminacją brak zgody na propagowanie na każdym kroku, publicznie, czegoś, co dla wielu jest nie do przyjęcia. Zwłaszcza że nie jest to największy kłopot tonącego świata.
Krzysztof Ziemiec |