„Święta, święta i po świętach” zazwyczaj zajmuje miejsce życzeń „żeby święta były cały rok”. Niektórzy przypominają, że Boże Narodzenie ma oktawę, ale są i tacy, którzy celebrację przyjścia Zbawiciela utrzymują aż do Ofiarowania Pańskiego w lutym. Nie chcę jednak wchodzić w dyskusje, czy kolędy moglibyśmy śpiewać do samej Wielkanocy, czy może warto by urozmaicić repertuar w połowie stycznia. Zainspirowana przez naszych biskupów, a dokładniej list czytany w kościołach w Niedzielę Świętej Rodziny, chcę zachęcić do odwiedzin w Nazarecie.
Słysząc: „warto zwrócić uwagę, że zarówno Maryja, jak i św. Józef wyjścia z trudnych sytuacji nie szukali na własną rękę”, zapewne mamy przed oczami poszukiwanie miejsca dla mającej urodzić Maryi czy ucieczkę przed Herodem do Egiptu. Rzadko jednak odwiedzamy dom w Nazarecie. Nie wiemy o nim wiele. Próby opisania go w konwencji „tak mogło być” podejmowano wielokrotnie. Prawie dekadę temu do kin trafił film „Mały Mesjasz”, opisywany jako „niezwykła opowieść o życiu siedmioletniego Jezusa”. Produkcja konsultowana z biblistami, teologami, przygotowana z dbałością o szczegóły, była pięknym obrazem człowieczeństwa Jezusa. Pamiętam swoje zaskoczenie, gdy w kinowej sali spotkałam przede wszystkim rodziców z dziećmi. Jakby dzieciństwo Jezusa było tematem dla maluchów. Film skierowany był jednak do dojrzałego widza. Zachęcał do refleksji i zatrzymania się nad codziennością rodziny w Nazarecie. Rozumiem podejście ludzi, którzy podkreślają, że skoro Pismo Święte nic o tym nie mówi, nie powinno nas to interesować. Pamiętam jednak, jak przed laty pracowały we mnie słowa ks. Piotra Pawlukiewicza, który na słynnych piętnastkach w kościele św. Anny w Warszawie powtarzał, że w Nazarecie Najświętszy Sakrament biegał między stołem a krzesłami. Czas się nie zatrzymał na stajence w Betlejem, by potem cudownie – z przystankiem na odnalezienie w świątyni – przeskoczyć do wesela w Kanie.
W domu w Nazarecie na pewno nie brakowało rozmów, śmiechu, ale i łez. Dni wypełniała miłość, współpraca, ale również zmęczenie i lęk o siebie nawzajem. Puste miejsce przy stole, które zostawił po sobie św. Józef, oznaczało tęsknotę w sercu jego Żony i przybranego Syna. Ileż to razy Maryja zapewne siadała przy tym stole zupełnie sama, zatroskana o swoje najdroższe Dziecko, którego słowa i czyny wywoływały entuzjazm i przemieniały serca, ale też przysparzały Mu wrogów. Święta Rodzina to nie tylko kobieta i mężczyzna pochyleni nad noworodkiem w żłóbku. To także codzienność, której sens nadaje obecność Boga. Między zatrzymaniem się przy żłóbku, potem adoracją Jezusa w grobie i radością, gdy zostaje on pusty, jest jeszcze Nazaret. Wypełnia go zwykła praca, sprzątanie, nauka, troska o bliskich i przyszłość. Dokładnie tak jak w naszym Nazarecie, bez względu na to, czy jest on w stolicy, czy w małej wiosce, czy daleko poza ojczyzną.
Tam było codzienne życie, które jest dla nas odpowiedzią na to, co następuje, gdy mówimy: „święta, święta i po świętach”.