Zgoda na „tragedię posmoleńską”, a więc fikcyjne śledztwo i ostentacyjny wręcz brak oporu państwa wobec rosyjskich prowokacji – a w sumie: zgoda na kłamstwo – ma skutki daleko idące. Trudno mieć o sobie dobrą opinię, gdy pozwoliło się na taką hańbę. Trudno popierać ambitne programy polityczne, gdy zeszło się tak nisko. W tej zgodzie na upadek kryje się też tajemnica politycznego powodzenia obecnej władzy. Tak jak głębokie przeżycie tragedii uczyniło z obecnej opozycji polityczną „rodzinę”, tak współudział w nikczemności zjednoczył popleczników władzy. Ta druga wspólnota ciągnie wszystkich w dół, także moralnie. To jest pierwszorzędny „smoleński” plan, nie ten związany z pytaniem o zamach. Bo nawet jeśli to nie był zamach, to państwo powinno zareagować stosownie do sytuacji. Nie zareagowało.
Czwarta rocznica przypada w momencie szczególnym. Kryzys ukraiński uświadomił nawet niedowiarkom prawdziwą naturę rosyjskiej władzy. Zobaczyliśmy bezwzględny reżim. Nie ma żadnych wątpliwości, że prawdopodobieństwo udziału „osób trzecich” w katastrofie smoleńskiej wzrosło. Z kolei obnażone kłamstwo rosyjskiego MAK w sprawie gen. Błasika, którego absolutną trzeźwość potwierdzili polscy eksperci, pokazuje bezwzględność aparatu Rosji także w sprawie smoleńskiej. Cynicznie, na zimno, wymyślono kłamstwo, które miało propagandowo podeprzeć całą konstrukcję „szalonego lądowania pod presją pijanego generała na polecenie nadambitnego prezydenta”. Nie jest wykluczone, że wymyślano i inne dane przedstawione w raporcie. A przecież polska komisja Jerzego Millera pracowała przede wszystkim na liczbach opracowanych przez Rosjan.
Nowy przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski abp Stanisław Gądecki powiedział kilka dni temu w jednym z wywiadów: „[Polska] potrzebuje potężniejszego Ducha [niż za czasów komunizmu], ponieważ ziemia zdaje się dzisiaj bardziej wyjałowiona niż kiedyś. Ludzie są bardziej rozczarowani aniżeli w tamtych czasach, kiedy się wydawało, że wszystko możemy zmienić”. Te słowa doskonale oddają moje odczucia 48 miesięcy po tragedii smoleńskiej. Jako naród wyraźnie się zagubiliśmy. Wszystko, czego doświadczyliśmy, jest bowiem przede wszystkim wynikiem masowej utraty poczucia sensu i zaniku przeżywania wspólnoty. Oczywiście, wyjście z sytuacji istnieje. Jak podpowiada abp Gądecki: „Gdy giną dzielni w narodzie, rodzi się potrzeba wychowania nowego pokolenia; wychowania młodych zdolnych do służby publicznej. Zdolnych do słuchania w skupieniu, do budowania mostów porozumienia, nielękających się nowości i zmian. Patrzących dalej niż tylko w perspektywie kolejnego szczebla własnej kariery czy chęci robienia dobrego wrażenia na innych”. Zacznijmy już dziś. Od siebie. Dla tych, którzy zginęli.
![]() | Jacek Karnowski |