Najważniejszym wydarzeniem ubiegłego roku – nie tylko międzynarodowym, ale po prostu kształtującym geopolityczne położenie Polski – była rewolucja i wojna na Ukrainie. Od określenia „rewolucja” pewnie lepsza byłaby kontrrewolucja. Bo to w obronie pomników Lenina, obalanych przez Ukraińców, Rosja wszczęła wojnę na wschodzie Ukrainy.
Agresja rosyjska obnażyła słabość Zachodu. Dopiero jej kontynuacja po zaborze Krymu wyrwała Europę z letargu. Wyjątki potwierdzają (i ujawniają) reguły. Takim wyjątkiem, obrazującym aprobatę Europy dla Rosji Putina, była mała Litwa, gdy podjęła bojkot igrzysk olimpijskich w Soczi, a potem wystąpiła ze sprzeciwem wobec prorosyjskiej kandydatury wiceprzewodniczącej Komisji Europejskiej Federiki Mogherini. Niestety, gdy Litwa bojkotowała Igrzyska Putina – Niemcy załatwiali Gazpromowi zgodę Unii Europejskiej na monopolistyczne (a więc naruszające normalne reguły unijne) użytkowanie gazociągu OPAL – przedłużenia gazociągu bałtyckiego biegnącego wzdłuż naszej zachodniej granicy, więc najdosłowniej okrążającego Polskę. To właśnie takie decyzje poprzedzały zabór Krymu i upewniały Putina o przychylności i politycznym rozkładzie Zachodu. Nawiasem mówiąc, Putin się nie mylił. Agresja na Krym nie wywołała żadnej zdecydowanej odpowiedzi: Gruzja nie została zaproszona do Przymierza Atlantyckiego, NATO nie rozmieściło wojsk w Estonii i na Łotwie, Unia Europejska nie zażądała demilitaryzacji okręgu królewieckiego. Jeśli potem, w czasie walijskiego szczytu Przymierza, nastąpiła pewna reakcja, to tylko dlatego, że Rosja rozszerzyła agresję z Krymu na wschodnią Ukrainę, a nawet na Odessę.
Nawet te reakcje miały jednak charakter czysto defensywny, nie oznaczały podjęcia wyzwania. Zamiast działań uniemożliwiających dalszą agresję, jak wzmocnienie bezpośredniej obrony państw bałtyckich, prowadzono czynności zmierzające jedynie do zamrożenia konfliktu – a więc celu, który i tak stanowił oczywisty horyzont dla Putina, jak w Naddniestrzu czy Abchazji.
Polsce zaproponowano „szpicę”, a więc – zamiast odsunięcia strategicznych granic Zachodu najdalej na wschód od naszego kraju – utrwalenie statusu Polski jako państwa frontowego. To wcale nie zwiększa naszego bezpieczeństwa. Zimnej wojny nie trzeba zamrażać, trzeba utrwalić owoce zwycięstwa wolnego świata: rozpad ZSRR, wolność narodów i – ciągle jeszcze oczekiwane – potępienie komunizmu. To trudniejsze wyzwanie niż obejmowanie eksponowanych stanowisk w Unii Europejskiej. Choć – w przeciwieństwie do osobistych karier – naprawdę służy i Polsce, i Europie.
![]() | Marek Jurek |