Ten sam komunał straszy, że w Sejmie wybranym w ten sposób trudno będzie powołać rząd. Takie twierdzenia oparte są na zupełnej nieznajomości Konstytucji. Są – jakby powiedział śp. ojciec Bocheński – czystym zabobonem. System wyborów jednomandatowych sprzyja konsolidacji politycznej, czyni partie jednocześnie szerszymi i bardziej otwartymi i wszędzie ułatwia wyłanianie większości parlamentarnej. A u nas dodatkowo mamy bardzo mocne konstytucyjne zabezpieczenia siły władzy wykonawczej, nie musimy ich wzmacniać osłabianiem związków między parlamentem a opinią społeczną.
W powoływaniu rządu zasadniczą rolę odgrywa prezydent. W tzw. trzecim kroku konstytucyjnym (po który nigdy do tej pory żaden prezydent nie musiał sięgać) prezydent w ogóle nie potrzebuje bezwzględnej większości, by powołać rząd. Wystarczy większość względna, ale jeśli jej zabraknie – prezydent ma prawo rozwiązać Sejm i zwrócić się do narodu o wybranie nowej Izby.
Również raz powołany przez prezydenta premier ma bardzo silną władzę. Nie można go właściwie odwołać, można go jedynie (na mocy art. 158 Konstytucji) zastąpić innym kandydatem. Jeśli nie ma alternatywnej („konstruktywnej”) większości, premier może rządzić do końca konstytucyjnej kadencji. Konkretne przypadki rządów Buzka czy Belki w pełni to potwierdzają. To nie spekulacje, obawy, ale konkretne polityczne i historyczne fakty.
Reforma wyborcza, nad którą będziemy głosować w niedzielę, może po prostu przywrócić Sejmowi jego zasadniczą rolę: nie uprawomocnienia władzy rządu, ale przedstawicielstwa narodowego. Ograniczy nie władzę wykonawczą, ale jej samowolę. Bo silniejsze przedstawicielstwo narodowe to mniejsze niebezpieczeństwo nieliczenia się przez władzę z opiniami samych Polaków. Dziś mamy bardzo silny narodowy konsensus w sprawach kluczowych dla przyszłości kraju: prymatu rodziny, waluty narodowej, sprzeciwu wobec nacisków UE, by otworzyć nasz kraj na islamską imigrację. W przeszłości wiele razy widzieliśmy, jak rządy potrafiły łamać parlamentarny opór i ignorować opinię publiczną, choćby w sprawie fatalnego traktatu lizbońskiego. Zmiana ordynacji wyborczej nie naruszy siły władzy tam, gdzie władza powinna wykonywać prawo i służyć Polakom – natomiast ograniczy samowolę rządów.
A wracając do samego powoływania rządu: zmniejszenie roli partyjnych central znakomicie wzmocniłoby władzę prezydenta Rzeczypospolitej, jego nadrzędną rolę przywódcy i arbitra życia publicznego. A tego akurat, właśnie dziś, opinia prawicowa w żadnym wypadku nie powinna się lękać.
Marek Jurek |