Po artykule o masowej herezji prohomoseksualnej wśród niemieckiego duchowieństwa napisała do mnie pani Iwona Czechowska, że (1) „nie chodzi o to, aby «błogosławić» związki homo[seksualne], ale o to, aby ich nie potępiać”, bo (2) „homoseksualizm nie jest wyborem, a cechą genetyczną”, więc (3) „tacy ludzie też mają prawo być szczęśliwi w życiu”. Tym bardziej że według pani Czechowskiej (4) „nikomu swoją orientacją nie szkodzą”. Pani Czechowskiej jestem wdzięczny za szczere, otwarte i zwięzłe sformułowanie tych tez, które zasługują zarówno na analizę, jak i na odpowiedź.
Postulat pierwszy, by „związków nie potępiać” zakłada ryzykowną tezę, że relacje seksualne nie podlegają ocenie etycznej, podczas gdy chodzi o nasze najbardziej podstawowe odniesienie do innych ludzi i do społeczeństwa. Są osoby, z którymi nie powinniśmy nawiązywać takich relacji – właśnie na tym polega etyka seksualna. Oczywiście dyspozycja „nie potępiać” chrześcijaninowi kojarzy się natychmiast ze słowami Zbawiciela, który „nie potępił” (por. J 8, 11) kobiety, która miała ponieść straszną karę za swój upadek. Chrystus jednak nie potępił jej samej, a nie jej związku – wręcz przeciwnie: kazał jej (czule, choć stanowczo) natychmiast tego związku zaniechać.
Na temat przesłanek homoseksualizmu (2) nie tylko są różne opinie, ale też oczywiście motywy tego typu skłonności są różne u różnych doświadczających ich osób. Jednak nawet tam, gdzie chodzi o głęboko uwewnętrznioną tendencję, ani nie usprawiedliwia ona wszystkiego, ani nie znosi wolności człowieka. Często bywamy (3) „nieszczęśliwi” z powodu niezaspokojenia pragnień, ale nie wszystkie należy zaspokajać (na przykład „orientacji” na cudzą żonę). Cała kultura uczy nas również, że często stajemy się nieszczęśliwi właśnie dlatego, że pragnienia zaspokajamy. Człowiek powinien dążyć przede wszystkim do dobra, „szczęście” nie usprawiedliwia wszystkiego. A poza tym szczęście nie sprowadza się do zadowolenia. Szczęście to przede wszystkim pokój sumienia. Nie tylko „w zgodzie ze sobą”, „ze swoim sumieniem”, ale kiedy sumienie właśnie, świadomość siebie, pozostaje w zgodzie z dobrem powszechnym.
Dobro to w konkretnym życiu kształtują wzory społeczne, a one bardzo rzadko, jeśli w ogóle, są neutralne. Pomagają ludziom żyć dobrze, odwodzą od tego albo (4) wręcz zachęcają do zła. Wzory społeczne są zasadniczym czynnikiem ludzkiego postępowania. Jeśli nawet jacyś ludzie o homoseksualnych skłonnościach czują się wobec nich bezradni, to kultura i prawo nie powinny ich w tej bezradności utwierdzać.
W porządku wolności kwestie te należą do sfery prywatnej, chronionej we współczesnym prawie bardzo szerokim immunitetem. U nas jest to art. 47 konstytucji. Ale od nieingerowania prawa w życie osobiste, także od delikatności wobec drugiego człowieka, do publicznej aprobaty prawnej (czy tym bardziej religijnej) zjawiska społecznego droga jest nie tylko daleka. Na tej drodze jest też przepaść, oddzielająca odpowiedzialność od nieodpowiedzialności – za świat i za ludzi.