Piszę o udogodnieniu, bo sama chodziłam w podstawówce na katechezę przy parafii. Zbierały się tam dzieciaki z różnych szkół i klas – w takim pomieszaniu trudniej było o dyscyplinę. Lekcje odbywały się zwykle popołudniami. Było już ciemno, więc zawsze musiał nas zaprowadzić i odprowadzić ktoś dorosły. I poczekać godzinkę pod salą. Teraz, kiedy od roku moja córka uczęszcza zarówno na religię, jak i wszystkie dodatkowe zajęcia w szkole i kończy je do godz. 14, nie wyobrażam sobie, że będę biegać z nią do przyparafialnej salki dwa razy w tygodniu tylko dlatego, że rząd i część opozycji są zafiksowane w temacie świeckiego państwa. Wolę ten czas – jak dotąd – przeznaczyć na spacery, zabawę na placu zabaw, pójście na lody czy do kina i spokojne odrabianie lekcji.
Kiedy moja mama pracowała jeszcze jako nauczycielka, często mówiła, że ksiądz w szkole łagodzi obyczaje. Nie tylko wśród uczniów, ale i w gronie nauczycielskim, zwłaszcza podczas rad pedagogicznych o burzliwym przebiegu. Wychowanie nie jest technicznym informowaniem, to ujawnianie i poświadczanie wartości. W przypadku edukacji szkolnej nie ogranicza się ono do lekcji religii. Ksiądz, siostra zakonna czy katecheta są autorytetami na równi z pedagogami, a dodatkowo nadają określony ton różnym szkolnym inicjatywom. Zdumiałam się, gdy w jednym z przedszkoli w jasełkach występowali pastuszkowie i gwiazdki w liczbie 25, a zabrakło Józefa, Maryi i Jezusa. I nie przekonuje mnie tłumaczenie, że w placówce tej nie ma lekcji religii.
Darmowy podręcznik MEN w pierwotnej wersji święta Bożego Narodzenia zastąpił feriami, podczas których kupuje się prezenty i piecze pierniczki. To już nie jest hołdowanie świeckości, ale ograniczanie dzieciom dostępu do rzetelnej wiedzy.
Owszem, osobną kwestią jest jakość szkolnych katechez, nad którą trzeba by jeszcze popracować. Ale ważniejsze jest to, że dla dzieci z niektórych domów szkolna katecheza to jedyna szansa, by usłyszeć o Bogu.
Antykościelne środowiska, forsujące inicjatywy w stylu „świecka szkoła”, nie są wcale liczne, jednak bardzo krzykliwe – mają poparcie mainstreamowych mediów. Za to nas, katolików, jest dużo, ale słabo ujawniamy się ze swoimi poglądami. Czekam, aż Kościół przestanie narzekać, jak to jest rugowany z życia publicznego, ale sam zawalczy o godne miejsce w nim. A Kościół to my, wierni, nie tylko biskupi. Szkoła jest nasza – jak lubimy powtarzać na tych łamach – i o miejscu religii decydujemy my – rodzice. Protestujmy, argumentujmy, nie dajmy się zakrzyczeć mniejszości.
Monika Odrobińska |