Rząd Donalda Tuska wprowadził sześć lat temu do ustawy medialnej zakaz reklam „zawierających treści dyskryminujące ze względu na orientację seksualną”. Przepis ten stanowił wielorakie novum: wprowadzał pojęcie „orientacji seksualnej” zaprzeczające normom etyki seksualnej i ukierunkowaniu człowieka przez naturę. Definiował na nowo równość i dyskryminację – wcześniej chroniła ona równość w warunkach naturalnego zróżnicowania społecznego – i pozwalał tym samym wykorzystywać zasadę „niedyskryminacji” do wymuszania aprobaty moralnej dla negacji etyki seksualnej w ogóle. Wreszcie tworzył instrument ograniczenia debaty publicznej, mogący służyć do działań czysto cenzorskich.
Polacy oczekiwali po wyborach dobrej zmiany w prawodawstwie, która powinna polegać na odwoływaniu takich liberalnych inwencji. Tymczasem dziś władza, zamiast przeprowadzać zmianę – realizuje dobrą kontynuację. Niekiedy w sposób bardzo zdecydowany. Rok temu Polska poparła homoseksualne konkluzje Rady Unii Europejskiej. Teraz nowelizację rządu Tuska przywołują przeciw opinii prorodzinnej władze TVP kierowanej przez Jacka Kurskiego.
„Nasz Dziennik” chciał umieścić w programie telewizji publicznej płatną reklamę, zapowiadającą numer specjalny poświęcony ideologii gender w szkołach. Reklama miała ostrzegać rodziców: „Gender w szkołach! Pod przykrywką równości Twoje dziecko słucha o homoseksualizmie. Możesz temu zapobiec”. Telewizja Kurskiego uznała tę reklamę za „niedopuszczalną” i odmówiła jej przyjęcia. Redakcja „Naszego Dziennika” próbowała reklamę zmodyfikować, zmieniając tekst na: „Twoje dziecko słucha nieprawdy o homoseksualizmie”, jednak telewizyjne władze były nieprzejednane.
Nad tym wydarzeniem, jak nad wieloma innymi – władza chciałaby szybko przejść do porządku dziennego. Ale to nie incydent, tylko precedens. Właśnie przez takie decyzje prawo nabiera konkretnej treści. Telewizja Jacka Kurskiego podpisuje się pod ideologiczną intencją nowelizacji Tuska, traktując ją jako element ponadpartyjnej zgody opinii publicznej, rządu i opozycji, PiS i PO. I pod dyktando radykalnych środowisk liberalnych i politycznego ruchu homoseksualnego nadaje tym przepisom znaczenie całkowicie wychodzące poza ich materialną treść. Dyskryminacją mogłoby być zwolnienie ze szkoły księgowej czy kierowcy, którym ktoś zarzucił skłonności homoseksualne. Tymczasem – i to jest najgorsze – władze TVP uznały za „dyskryminację” protest przeciw działalności politycznego ruchu homoseksualnego w szkołach, więc tym samym założyły, że działalność ta ma charakter całkowicie uprawniony, co więcej – powinna być chroniona przez państwo przed publiczną krytyką. Tego typu decyzje pokazują, jak bardzo władza nabrała przekonania, że czarna rewolucja doprowadziła w Polsce do kompletnego demontażu opinii katolickiej, z którą się w ogóle nie warto liczyć. Czas pokazać, że tak nie jest.