Sezon urlopowy w pełni, Europejczycy podróżują, a problem nielegalnej imigracji do Europy pozostaje. Dopiero co wróciliśmy z mężem z odwiedzin u naszych znajomych mieszkających w Bonn. Wspaniałe miasto, dawna stolica RFN, malowniczo położona nad Renem. Tyle że piękna dzielnica, w której jeszcze mieszkają nasi znajomi, zmieniła ostatnio nieoficjalnie nazwę z Bad Godesberg na „Bad Kurdystan” za przyczyną ok. 7 tys. Kurdów, którzy tam zamieszkali. Nie muszę wspominać, że wieczorne spacery słynną promenadą nadreńską są ostatnio niewskazane. Dokładnie w tym samym czasie, w Lubece 35-letni Irańczyk ranił nożem kilkanaście osób podróżujących miejskim autobusem. Niemieckie media podały najpierw, że napastnikiem był Niemiec, później – że jednak był to obywatel Niemiec irańskiego pochodzenia.
Tymczasem w całej Europie nasila się histeria dotycząca przyjmowania lub nieprzyjmowania imigrantów. Katolicy także biorą w niej udział i niekiedy nie chcą po prostu zaakceptować faktów jako takich. A fakty są takie, że imigranci nadal w dużej liczbie przybywają do Europy i część z nich jest niezidentyfikowana, a bardzo duża część ma w nosie wysiłki Europejczyków zmierzające do ich integracji. I trudno się dziwić, że politycy, którzy postulują ukrócenie procederu wwożenia nielegalnych imigrantów do Europy, zdobywają tak duże poparcie wyborców, wykorzystując społeczne nastroje.
Czytaj dalej w e-wydaniu lub wydaniu papierowym
Idziemy nr 31 (669), 5 sierpnia 2018 r.
Artykuł w całości ukaże się na stronie po 15 sierpnia 2018 r.