Parę miesięcy temu na tych łamach grzmiałam o reality show, podczas którego nieznający się młodzi mieli brać ślub, a potem dopiero się poznawać. Rzeczywistość jest szybsza niż moja wyobraźnia, oto bowiem pojawia się kolejne reality show pod dość jednoznacznym tytułem „Ciąża z nieznajomym”. Będzie pokazywać panie, które chcą dziecka, ale już nie męża czy choćby partnera. Oba programy realizuje ta sama duńska stacja Kanal 4 – pierwszy z nich na polski grunt przeszczepił już TVN, tylko czekać na ciąg dalszy.
Na świecie, w tym w Polsce, plaga rozwodów, ślubów też coraz mniej, a teraz jeszcze „zapładnianie na ekranie”. Dorośli sobie z tym poradzą (choćby na kozetce u psychoanalityka), ale jaki los szykują dzieciom? Czy uczestniczki muszą ze swego życia robić show i to samo fundować swoim dzieciom? Skazują je w ten sposób na wytykanie palcami, etykietowanie. Kobiety te nawet nie dadzą dzieciom szansy rozwoju w rodzinie.
A co na to mężczyźni? Mają być oceniani zgodnie z kryteriami kobiet – fizycznie i psychicznie – i tak też dobierani. Który z nich w końcu walnie pięścią w stół i zaprotestuje przeciw instrumentalnemu traktowaniu? I który huknie, że odpowiedzialność za dzieci spoczywa zarówno na matce, jak i na ojcu? Że nie pozwala sprowadzać mężczyzn do roli dawcy nasienia. Gdzie ci mężczyźni? – chciałoby się zapytać za Danutą Rinn.
A jeśli zachodnioeuropejskim twórcom programu wydaje się, że wymyślili nową formułę, to nic z tych rzeczy. Sowieci byli pierwsi.