Usuwanie religii ze szkół, przetrzymywanie miesiącami księdza w areszcie, brak dialogu z przedstawicielami Kościołów i związków wyznaniowych, zapowiedzi odcięcia Kościoła od źródeł finansowania, niewybredne komentarze polityków koalicji rządzącej o Kościele i duchowieństwie, usuwanie programów o tematyce religijnej z ramówki telewizji publicznej, walka z symbolami religijnymi w miejscach publicznych, projekty aborcji na życzenie. To naprawdę Polska 2024? Niestety tak. Jeszcze niedawno obcokrajowcy wskazywali nasz kraj jako ostatni bastion chrześcijaństwa i normalności w Europie. Obecnie próbuje się zrobić z nas awangardę laickości.
Tyle że to dla Polaków żadna nowość. To raczej powtórka z przeszłości. I te działania też odbiją w drugą stronę, gdyż nie da się zamknąć społeczeństwa w ideologicznej bańce. Ludzie mają dostęp do mediów z całego świata, podróżują. To już nie te czasy, kiedy wmawiało się obywatelom, że tylko ten i wyłącznie ten system jest najlepszy. Żaden system nie jest dobry, jeśli nie ma w nim równowagi.
A co do tzw. bezbożnej nowoczesności, którą próbuje się u nas zaprowadzić z pominięciem faktu, że według ostatniego spisu ludności w Polsce żyje 89,77 proc. katolików, a na lekcje religii uczęszcza 80,3 proc. uczniów. Wystarczy spojrzeć, jak wyglądają nowoczesne państwa, do których statusu aspirujemy. Spójrzmy na Stany Zjednoczone, będące nadal marzeniem wielu naszych rodaków – kraj ten plasuje się na czwartym miejscu na świecie pod względem liczby osób wierzących. To w Waszyngtonie odbywają się jedne z największych na świecie marszów dla życia, w wielu stanach zamykane są masowo kliniki aborcyjne, a X Krajowy Kongres Eucharystyczny w Indianapolis zgromadził w lipcu ok. 60 tys. uczestników. Spójrzmy teraz na antypody. Papież w tych dniach odbywa swoją najdłuższą podróż apostolską – do Indonezji, Papui-Nowej Gwinei, Timoru Wschodniego i Singapuru. Niewielki Timor Wschodni to najbardziej katolicki kraj w Azji; ponad 96 proc. mieszkańców należy do Kościoła katolickiego. Państwo i Kościół charakteryzuje tam dobra współpraca na różnych polach, zwłaszcza edukacji i opieki zdrowotnej. Z kolei w Indonezji, gdzie katolicy stanowią jedynie ok. 3 proc. mieszkańców w morzu islamu, Kościół rozwija się, obfituje w nowe powołania i posyła własnych księży i misjonarzy do innych części świata. Natomiast w Papui-Nowej Gwinei, gdzie istnieje ponad 800 języków i kultur, do chrześcijaństwa przyznaje się ponad 95 proc. społeczeństwa.
Zatem to, co u nas się zwalcza, wyśmiewa i nazywa średniowieczem, rozwija się i kwitnie w innych częściach globu. Trzeba tylko poszerzyć perspektywę, aby dostrzec, że to, co dzieje się teraz nad Wisłą, nie jest światową normą, choć niektórzy chcieliby to wmówić polskiemu społeczeństwu. W wielu miejscach na świecie chrześcijaństwo się rozwija, powołań przybywa, katolicy mają takie same prawa jak niewierzący bądź wyznawcy innych religii, a władze państwowe prowadzą owocny dialog z Kościołem, wspierając wzajemnie swoje działania dla dobra obywateli. Dlatego warto interesować się tym, jak się sprawy mają poza naszym ogródkiem. Bo w kwestii lekcji religii w szkole nawet standardy europejskie zakładają obecność religii w placówkach oświatowych. Nie na darmo mówi się, że podróże kształcą.