Zbliżamy się do finału kampanii wyborczej. Zmiana jest na wyciągnięcie ręki. To szansa ogromna, ale też, pamiętajmy, być może jedna jedyna na pokolenie. Bo przecież procesy społeczne – także te zmierzające ku zmianie – mają swoją własną dynamikę, nie trwają wiecznie. Jeżeli nie przyniosą przełomu, jeżeli nie przełożą się na konkrety, mogą pozostawić po sobie co najwyżej mgliste wspomnienie jakiegoś nastroju czy „klimatu”, który odnotują przyszli historycy społeczni. Fala się załamie, stare okrzepnie, wyciągnie wnioski, coś tam zmieni na fasadzie, doda trochę koloru i lakieru, i znów będzie jak było. Dziejowe szanse trzeba wykorzystywać, ponieważ – tak jak sytuacje bramkowe w piłce nożnej – jeśli są niewykorzystane, mszczą się.
Na szczęście władza pomaga, jak może. Pani premier pojechała do Łodzi, gdzie zaskakująco stwierdziła: „W przeciwieństwie do moich konkurentów politycznych nie mam w tyle głowy planu budowy elektrowni atomowych”. To zdanie kuriozalne, bo przecież ledwie dwa lata temu Donald Tusk z propagandowym hukiem ogłaszał projekt budowy pierwszej w Polsce atomówki. Rząd przyjął stosowną uchwałę, a były minister skarbu Aleksander Grad objął stery spółki PGE Energia Jądrowa, ciesząc się pensją ok. 50 tys. zł miesięcznie. W sumie na projekty i badania związane z tym projektem państwo polskie wydało już 300 mln zł. Ale widać dla pani premier to kwota niewielka, a sprawa ważna nie jest, skoro – zobaczywszy w sondażach, że Polacy energii atomowej się obawiają – ruszyła do szturmu na opozycję.
PO kończy swoje rządy
bez maski fachowości i kompetencji
Spin doktorzy Prawa i Sprawiedliwości lepiej by tego nie zaplanowali. Traktująca Polskę jako zasób i jako trampolinę do zagranicznych karier Platforma Obywatelska kończy swoje rządy już bez maski fachowości i kompetencji, stając w smutnej prawdzie przed wyborcami. Tusk był w sumie taki sam jak Ewa Kopacz: też wymyślał projekty na kolanie, też kierował się niemal wyłącznie sondażami, też nie chciał myśleć strategicznie. Był jednak sprawniejszy w ukrywaniu tej miałkości przed Polakami. Jego następczyni brakuje tego komunikacyjnego zmysłu. I wyczucia, że pierwotna koncepcja „matki wszystkich Polaków” jest już martwa. Politykom trudno jednak rozstawać się z kreacjami wizerunkowymi, dlatego z ust pani premier wciąż padają takie zdania, jak np. to: „Piotrowska [Teresa, szefowa MSWiA] codziennie opowiada jak nie o Bydgoszczy, to o Toruniu. A jak przywozi pierniki, to mówi: o te kupiłam na rynku, byłam w Toruniu, kupiłam. Są świeże”. Nic dziwnego, że lekko ascetyczna, chwilami wręcz chłodna, ale merytoryczna Beata Szydło na tym tle zyskuje uznanie Polaków i prowadzi swoją partię do zwycięstwa. Wszyscy czujemy, że idą ciężkie czasy (imigracja, Syria, Ukraina) i robienie z rządu bazaru jest drogą donikąd. To dziś budzi nawet nie uśmiech, ale wręcz grozę. Bo przecież ci ludzie negocjowali ostatnio np. kwoty imigracyjne. Czy mamy pewność, że nie przekupiono ich jakimś pierniczkiem albo innym gadżetem?
Władza jest zmęczona rządzeniem,
opozycja trwaniem w opozycji
Tegoroczna wyjątkowo długa kampania wszystkich nas już trochę wymęczyła. Do tego władza jest zmęczona rządzeniem, opozycja trwaniem w opozycji. Nikt nie rusza do frontalnych ataków, bo albo ma poczucie, że to tylko osłabia szanse (PO), albo wierzy, że sprawy i tak idą w dobrą stronę, więc nie ma co ryzykować (PiS). Pozostałe kilkanaście dni będzie jednak gorące. Polska jest zbyt ważnym krajem, by oddano go Polakom bez walki.
Wielkie banki ryzykują, że kilkaset tysięcy „frankowych” rodzin zostanie wyrwanych z ich niewoli. Wielkie sieci handlowe boją się, że będą musiały płacić takie same podatki jak polscy handlowcy. Międzynarodówka lewicowo-liberalna obawia się, że Kościół w Polsce dostanie chwilę oddechu, że nie będzie atakowany przez rządzących za wierność Ewangelii. O potężnych sąsiadach nie trzeba nawet wspominać. Dlatego do końca trzeba pomagać zmianie. W nadziei, że kiedyś przyjdą owoce: zahamowanie emigracji, umocnienie rodziny, wzrost demograficzny. Że jednak wybierzemy życie, a nie śmierć.
Jacek Karnowski |