19 kwietnia
piątek
Adolfa, Tymona, Leona
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Abp Jędraszewski: Kościół będzie walczył o prawo do życia od poczęcia

Ocena: 0
3989

Kościół będzie walczył o zagwarantowanie w konstytucji prawa do życia od poczęcia do naturalnej śmierci; upomni się też o odwołanie do Boga w preambule – powiedział metropolita krakowski abp Marek Jędraszewski, pytany czy Kościół włączy się w debatę na ten temat zmiany ustawy zasadniczej.

fot. Adam Bujak / archidiecezja krakowska

PAP: Sejmowa komisja sprawiedliwości i praw człowieka pozytywnie zaopiniowała projekt "Zatrzymaj aborcję", który znosi możliwość przerwania ciąży ze względu na ciężkie wady płodu. Sejmowa Komisja Polityki Społecznej i Rodziny jeszcze się nim nie zajęła. Jakie jest stanowisko Księdza Arcybiskupa wobec tego projektu?

Abp Jędraszewski: Każdy dzień zwłoki w tej sprawie wiąże się z tym, że kilkoro dzieci przestanie żyć. Nie chodzi o same procedury, czy odwoływanie posiedzenia komisji. Trzeba sobie zdawać sprawę z powagi sytuacji: chodzi o ludzkie życie. Trudno dziwić się rzecznikowi Episkopatu, który wyraził daleko idące zaniepokojenie. Ja ze swojej strony bardzo proszę, żeby osoby odpowiedzialne za tę sprawę pamiętały o dramatyzmie sytuacji i konieczności troski o każdego obywatela. Polska upomina się o życie dzieci, które mogą urodzić się jako istoty dotknięte chorobą. One – tak samo jak zdrowe – mają prawo do życia, co więcej: mają prawo do miłości i opieki ze strony najbliższych, a na pewno do tego, żeby Polska stworzyła regulacje prawne chroniące ich zagrożone życie.

Co, zdaniem Księdza Arcybiskupa, przyniesie przyjęcie tej ustawy?

Siłą tej ustawy jest poczucie, że zachowujemy się jak ludzie zatroskani o odpowiedni poziom swego człowieczeństwa. Jeden z najwybitniejszych myślicieli Emmanuel Levinas rozważał problem, dlaczego doszło do Holokaustu? Jak naród niemiecki o wspaniałej kulturze i tradycji mógł się stoczyć na takie dno? Odpowiedź Levinasa była następująca: wszystko zaczyna się od obojętności na los drugiego człowieka. Levinas nawiązywał do odpowiedzi Kaina na pytanie Boga: "Gdzie jest twój brat Abel?". Kain odpowiedział: "Czy ja jestem stróżem mojego brata?". Otóż każdy z nas musi nim być – mówi Levinas.

To podstawowe kryterium naszego człowieczeństwa. Jeżeli nie potrafimy tak myśleć o innych, zwłaszcza o bezbronnych, zdanych na decyzję dorosłych, to zaczyna się katastrofa. Bardzo ubolewam nad tym, że są środowiska, które patrzą na swoje życie jedynie w kategoriach własnego sukcesu, osiągnięć i wygody, a nie myślą o tym, że obok jest człowiek, który chce żyć i którego życie jest zagrożone. Jesteśmy odpowiedzialni za to, żeby mógł się on narodzić i, na ile jest to możliwe, cieszył się życiem i dał poczucie rodzicom, że zachowali się jak należy. Często ci rodzice, mając dziecko np. z zespołem Downa, są prawdziwie szczęśliwi. Dla nich najważniejsze jest dziecko, które kochają, dużo mniej się liczą wszystkie trudy i troski związane z jego wychowaniem.

W roku 2018 będziemy świętować stulecie odzyskania niepodległości. Do czego zobowiązuje nas ta rocznica?

Abp Jędraszewski: Wiele pokoleń Polaków w czasach zaborów z nadzieją myślało, że kiedyś Polska będzie niepodległa. I mówili o tym w kategoriach religijnych: o  jej zmartwychwstaniu. Mając świadomość tak niezwykłej rocznicy musi w nas rosnąć poczucie odpowiedzialności za to, co stanowi jej teraźniejszość i przyszłość. Wiek XVIII daje nam niemało refleksji, jak można dla Polski pracować, poświęcać się i oddawać wszystko, ale też pokazuje, jak można Polsce zaszkodzić, zwłaszcza kiedy nie myśli się o niej w kategoriach dobra wspólnego Polaków, ale w kategoriach interesów innych państw czy innych sił, dla których się służy, mając przy tym bardzo często na ustach slogany o wolności.

Targowiczanie zawiązali swoją konfederację dla obrony wolności w Polsce m.in. liberum veto. Wśród państw zaborczych wszyscy doskonale wiedzieli, że forsowanie tego rodzaju sloganów wraz z wielkimi pieniędzmi, które przekazywali na ich szerzenie, stanowi najskuteczniejszą drogę do osłabienia Polski, a ostatecznie do tego, że w pewnej chwili przestanie ona istnieć na politycznych mapach Europy. Boję się, że dzisiaj wielu osobom brakuje podstawowej wiedzy historycznej, a u innych odpowiedzialnej refleksji, którą można by odnieść do tamtych stuleci. "Historia jest nauczycielką życia". Codzienność częstokroć pokazuje, jak bardzo to piękne powiedzenie się nie sprawdza. Ale byłoby bardzo źle, gdyby nauka, którą należałoby wyciągnąć z historii Polski z XVIII i XIX wieku, została zlekceważona kosztem teraźniejszości i przeszłości naszego państwa. Tu leży wielka odpowiedzialność wszystkich za to, żeby nie powtórzyła się historia tragicznego roku 1795 roku, kiedy to w tajnej klauzuli, państwa zaborcze postanowiły już nigdy nie nawiązywać nawet do nazwy "Królestwo Polskie".

Czy odbudowa wspólnoty narodowej jest możliwa. Co musiałoby się stać, żeby społeczeństwo nie było tak głęboko podzielone?

Batalia o Polskę zaczyna się chociażby poprzez to, jak patrzymy na prawa chroniące życie nienarodzonych. To jest batalia o poczucie odpowiedzialności za wszystkich i wszystko, co Polskę stanowi. Tego nie można traktować wybiórczo. Wybiórcze traktowanie prowadzi do relatywizmu i łatwych oskarżeń ze strony jednych i drugich. Kiedy Jan Paweł II przyjechał do Polski w 1991 r., mówił o Dekalogu jako fundamencie, na którym trzeba budować Rzeczpospolitą. Nie wchodząc w ówczesne podziały partyjne, mówił o tych wartościach, które powinny zjednoczyć wszystkich. Uderzające było to, że mówił to wszystko w tonie spokojnej perswazji, ale kiedy podjął problem dzieci nienarodzonych, mówił o tym z prorocką pasją, wręcz krzyczał, odchodząc od napisanego tekstu.

Gdybyśmy umieli się zjednoczyć co do najbardziej podstawowych rzeczy, a mianowicie co do wspólnego dobra, jakim jest Rzeczpospolita, i gdybyśmy na te sprawy umieli patrzeć w kategoriach uczciwości i prawdy, jednocześnie umiejąc przyznać się do popełnionych błędów, stworzyłoby to podstawę do tak koniecznej zgody w wymiarze narodowym. Nie wkluczam, że niektóre podziały na naszej scenie politycznej oraz w mediach nie muszą wynikać z tej osławionej kłótliwości Polaków, jak niektórzy chcą nam to wmówić. Nie można nie przyjąć założenia, że pewne stanowiska i podstawy są umacniane także przez niemałe pieniądze po to, aby Polska pogrążyła się w wewnętrznych swarach. Polska podzielona, nie potrafiąca się porozumieć co do najbardziej żywotnych dla siebie spraw, jest łatwym łupem dla innych. Nie wolno zapominać o tym, że także dzisiaj toczy się niełatwa, niekiedy wręcz brutalna gra polityczna, która odnosi się nie tylko do samej Polski, ale ma swoje płaszczyzny europejskie i światowe.

Prezydent Andrzej Duda chciałby, aby w stulecie niepodległości odbyło się referendum w sprawie zmian w konstytucji. Które z zapisów Konstytucji RP, zdaniem Księdza Arcybiskupa, wymagają zmiany bądź wzmocnienia? Czy Kościół włączy się w debatę na ten temat?

Nie możemy jako Kościół stać na uboczu i udawać, jakby nas ta sprawa nie dotyczyła. To byłby unik, czyli taka postawa, którą kard. Karol Wojtyła określił w książce "Osoba i czyn", jako postawa nieautentyczna. W moim przekonaniu Kościół będzie walczył o zagwarantowanie prawa do życia od poczęcia do naturalnej śmierci. Na pewno będzie się też upominał o invocatio Dei w preambule konstytucji – czyli o odniesienie do Boga, być może nawet w wersji podobnej do zapisów istniejących w dotychczasowej ustawie zasadniczej.

Myślę, że ważne będzie także zagwarantowanie tego, co jest wpisane w obecną Konstytucję i konkordat, iż Kościół i struktury władzy to dwie rzeczywistości wobec siebie autonomiczne. Nie chodzi jednak o rozdział Kościoła i państwa pojmowany na zasadzie wrogości, wielkiego dystansu czy obojętności. Autonomia obydwu porządków zakłada istnienie spraw, które stanowią przedmiot wzajemnego zatroskania, gdzie konieczna jest współpraca między państwem, a Kościołem, np. gdy chodzi o szkolnictwo, czy o prawa każdej osoby ludzkiej. Chodziłoby o to, aby ta autonomia była autonomią na zasadzie pewnej przyjaźni, wzajemnego zrozumienia i poszanowania.

W wielu wystąpieniach Ksiądz Arcybiskup podkreśla, że Europa "coraz bardziej świadomie" odchodzi od swoich korzeni i "spycha chrześcijan w stronę prywatności". Jak widzi Ksiądz Arcybiskup rolę Polski w UE?

Ta diagnoza może się nie podobać, bo jest przykra dla wszystkich nas Europejczyków. Ale byłoby źle, gdybyśmy zajmowali stanowisko, polegające na tym, że nie chcemy widzieć problemu. Trzeba go umieć dostrzec i odpowiednio nazwać.

Byłem na placu św. Piotra, w czasie kiedy ważyły się losy referendum o wstąpieniu Polski do UE. W zasadzie jedno zdanie papieża Jana Pawła II przesądziło o wszystkim. Czekali na nie wszyscy, także będący u władzy politycy SLD: "od Unii Lubelskiej do Unii Europejskiej". Mało kto zwrócił uwagę na całą treść, która kryła się za sformułowaniem "Unia Lubelska". Niemal wszyscy zatrzymali się przy samym tylko słowie "Unia", a przecież Unia Lubelska nierozerwalnie łączyła się z procesem, który zaczął się na Litwie dzięki tej Unii: procesem jej chrystianizacji. Jeżeli papież wtedy tak do nas powiedział, to musimy na serio wziąć sobie do serca kryjące się za sformułowaniem "Unia Lubelska" przesłanie chrześcijańskie i zrozumieć, że mamy do odegrania znaczącą rolę w Europie. I to nie jest jakieś wywyższanie siebie, rodzaj jakiegoś mesjanizmu. To świadomość tego, że jako naród ostaliśmy się podczas zaborów dzięki Kościołowi. To jest ta nasza samoświadomość, którą winniśmy wnosić do skarbca całej kultury europejskiej.

Jako naród, którego 90 proc. członków jest ochrzczonych, a znacząca ich część świadomie czerpie w swym życiu z wartości chrześcijańskich, mamy naprawdę coś prawdziwie wartościowego do zaoferowania Europie. Tymczasem ona podlega procesowi "soumission" – "uległości". Opadnięcie rąk i poddanie się. Oczekiwanie, że może jeszcze jedna generacja będzie miała spokojne, dobre życie, bo jest zabezpieczona instytucjonalnie i materialnie, ale potem niech będzie, co ma być. Jednakże, na szczęście, Polska ciągle jest takim szczególnym miejscem w Europie, które nie podlega owej uległości. Walczy o najbardziej fundamentalne prawa człowieka, wynikające z Dekalogu i prawa naturalnego, i nie chce się poddać. Dla wielu ludzi z Zachodu Polska jest znakiem nadziei, że od niej zacznie się proces swego rodzaju duchowego odzyskiwania Europy.

Nie obawia się Ksiądz Arcybiskup, że Polska broniąc Dekalogu narazi się na marginalizowanie przez inne państwa?

XVIII-wieczna, katolicka Polska też była solą w oku dla oświeceniowej Francji. Stąd ciche, a niekiedy wręcz bardzo głośne, przyzwolenie ze strony najbardziej oświeconych na Zachodzie, niektórych zresztą utrzymywanych materialnie przez rząd carski, najpierw na grabież I Rzeczypospolitej, a następnie na jej rozbiory. Tymczasem Polska stoi dzisiaj przed pewnym albo – albo. Albo będziemy trwali przy naszej tradycji i przy naszych wartościach, będąc jednocześnie oskarżanymi o zaściankowość, brak otwarcia i lekceważenie postępu, albo będziemy tak "postępowi", jak chce tego od nas Zachód, biorąc na siebie całe bogactwo inwentarza tej postępowości w postaci uległości, czyli zgody na to, że zatracimy całą tożsamość. W obliczu tego albo – albo dla mnie mniej ważne jest to, jak na nas będą patrzyły środowiska dalekie od Kościoła i chrześcijaństwa. Dużo ważniejsze jest to, żeby się ostać jako naród, który ma swoją tożsamość i jest dumny ze swojej tradycji. Możemy innym krajom, które zechcą się na to otworzyć, coś konkretnie dobrego zaoferować.

Czy w ocenie ks. arcybiskupa w bliższej lub dalszej perspektywie jest możliwe wyjście Polski z UE?

Nie widzę na razie żadnej znaczącej siły politycznej, która by tego wyjścia chciała i do niego dążyła. Po wtóre, decydujący byłby głos Polaków. Musiałoby się w tej sprawie odbyć referendum i jestem przekonany, że Polacy opowiedzieliby się za pozostaniem w strukturach UE, choć niekoniecznie w tych strukturach, które obowiązują dzisiaj i które mniej lub bardziej wyraźnie śnią o utworzeniu z UE Stanów Zjednoczonych Europy. W wielu dyskusjach o relacjach między Warszawą i Brukselą mówi się o tym, że sprawujący władzę w Brukseli, zwłaszcza Komisja Europejska, przekraczają swoje uprawnienia i że mamy wiele przykładów na to, że stosuje się podwójne standardy: inaczej patrzy się na wiele spraw trudnych, dotyczących krajów tzw. starej UE, inaczej na te państwa, które do UE weszły na początku tego wieku. Tymczasem Europa Zachodnia traci wiele, jeśli chodzi o swoją tożsamość, nie chce wyciągnąć wniosków z zaistniałej u siebie sytuacji i wydaje się, że zatroskana jest o jedno: żeby swoją słabością zainfekować Polskę i inne kraje Europy centralnej i wschodniej.

Kiedy można spodziewać się powstania wytycznych KEP do papieskiej adhortacji "Amoris laetitia". Prace trwają niemal dwa lata, czemu tak długo?

Prace są kontynuowane i okazuje się, że kolejne wersje tekstu, proponowane całemu gremium biskupów nie w pełni zadowalają wszystkich. Tymczasem chodzi o wypracowanie dokumentu, pod którym każdy z biskupów z czystym sumieniem mógłby się podpisać. Myślę, że kierunki nakreślone podczas ostatniego zebrania plenarnego KEP są bardzo obiecujące i powstanie dokument skoncentrowany na tym, jak rozpoznawać sytuację osób żyjących w związkach niesakramentalnych, jak im towarzyszyć i jak im pomóc. To wielkie wyzwanie duszpasterskie, jakie stoi przed nami wszystkimi.

Czy ten dokument powstanie jeszcze w tym roku i rozwieje wątpliwości dotyczące udzielania komunii św. osobom żyjącym w związkach niesakramentalnych?

Mam nadzieję, że powstanie. Słowo towarzyszenie zakłada rozpoznanie sytuacji i pewien proces bycia razem wobec problemów, z którymi borykają się osoby żyjące w takich związkach. Towarzyszenie wymaga wejścia w detale, których nie da się ustalić podczas jednego spotkania np. w konfesjonale. Wymaga ono ogromnego pochylenia się, delikatności i wczucia się duszpasterzy, ale też daleko idącego otwarcia się i zrozumienia ludzi odnośnie do niezmiennej doktryny Kościoła, mówiącej o tym, na czym polega istota sakramentu małżeństwa. Nie sądzę, żeby dokument Episkopatu mógł dać narzędzia tak oczywiste, jak np. tabliczka mnożenia, to znaczy, żeby księża od razu wiedzieli: w tej sytuacji postępuję tak i tak, a w tej tak i tak. Każda sytuacja jest w jakiejś mierze inna. Na to zwrócono uwagę podczas ostatniego zebrania KEP i te argumenty przekonały biskupów. Stąd decyzja, żeby projekt dokumentu został jeszcze poddany dalszej refleksji i żeby powstały w nim takie sformułowania, które by były prawdziwie pomocne dla duszpasterzy w Polsce.

Jesienią tego roku będziemy obchodzić 40. rocznicę wyboru Karola Wojtyły na papieża. W jakim stopniu jego nauczanie ma jeszcze wpływ na życie Polaków?

Nieraz pojawiają się zarzuty, że nie znamy tego nauczania, lub znamy je bardzo powierzchownie. Ale przecież to nauczanie obejmuje kilkanaście ogromnych tomów, które nie są możliwe do ogarnięcia nawet przez wielu teologów! To wcale, z drugiej strony, nie zwalnia nas od wysiłku zgłębiania i przyswajania nauczania Jana Pawła II. Trzeba jednak nakreślić sobie pewien zakres spraw najbardziej fundamentalnych, odnoszących się do Kościoła, świata i Polski, obecnych w nauczaniu Jana Pawła II, które należałoby z całym zatroskaniem poznawać i z całą też odpowiedzialnością starać się wcielać w życie.

Niewątpliwie 40. rocznica początków jego pontyfikatu jest okazją, żeby do tego powrócić. Odkrycie tego nauczania, zwłaszcza dla młodego pokolenia, które osobiście Jana Pawła II nie poznało, jest czymś niezwykle ważnym i powinno się znaleźć w centrum zatroskania duszpasterskiego nie tylko Archidiecezji Krakowskiej, ale całej Polski. Podczas ostatniego zebrania plenarnego KEP powstała myśl, żeby z okazji 40. rocznicy wyboru kard. Karola Wojtyły na papieża zaprosić do Krakowa cały Episkopat. Nie byłoby przecież takiego Kościoła w Polsce, jakim był on w ostatnich dziesięcioleciach i jakim jest obecnie, gdyby nie Jan Paweł II. I nie byłoby takiej Polski. Wszyscy mamy wobec niego ogromny dług wdzięczności.

Ksiądz Arcybiskup odebrał 20 marca w Parlamencie Republiki Węgierskiej Nagrodę im. Jánosa Esterházyego za pielęgnowanie pamięci i kultu o bohaterach trzech narodów. Przy tej okazji pojawiły się informacje, że w Krakowie mógłby się toczyć jego proces beatyfikacyjny.

To na razie dość luźny pomysł. Esterházy umarł w Czechosłowacji. Wiem, że miejscowy biskup z chęcią przekazałby cały trud procesu do Krakowa, dlatego że do tego potrzeba fachowców. My ich mamy. Z Krakowem Esterházyego łączy wiele. Jego matką była hrabina Elżbieta Tarnowska. Spotkałem na uroczystościach jego córkę, która bardzo żałowała, że już zapomniała języka polskiego, a - jak mi wspomniała - w tym języku rozmawiała ze swoją babcią. Nie można wykluczyć, przynajmniej na obecnym etapie, że watykańska kongregacja mogłaby wyrazić zgodę na prowadzenie procesu w Krakowie.

28 kwietnia w Krakowie odbędzie się beatyfikacja Hanny Chrzanowskiej pionierki domowej opieki nad chorymi i opieki hospicyjnej. Wiele osób czekało na ten moment.

Jan Paweł II w 1991 r. na warszawskiej Agrykoli beatyfikując Rafała Chylińskiego powiedział, że to jest święty na nasze czasy, czyli na okres głębokich przemian, zapoczątkowanych w Polsce w 1989 roku. Hanna Chrzanowska też jest na nasze czasy. Ruch hospicyjny, opieka nad cierpiącymi w domach, "szukanie" chorego – to była jej inicjatywa. W swoim zatroskaniu o ludzi chorych, opuszczonych, samotnych, biednych pokazywała, że posługa dla innych musi mieć charakter chrześcijański.

Chodzi bowiem o to, by tych ludzi przygotować na spotkanie z Bogiem, co dzisiaj w często skomplikowanych procedurach szpitalnych i hospicyjnych jakoś zanika. Problemem jest, by nie zostawiać ludzi w takiej sytuacji samych. Życiorys Chrzanowskiej jest bardzo polski. Jej ojciec, wybitny profesor polonistyki, zginął w Sachsenhausen, jej brat w Katyniu, ona zaangażowała się w wolontariat. Robiła wiele pięknych rzeczy, niekoniecznie kierując się chrześcijańskimi inspiracjami. Jednakże pod wpływem przeżyć wojennych przeszła duchową ewolucję i pod koniec życia mówiła pielęgniarkom, że w drugim człowieku trzeba umieć dostrzec Chrystusa cierpiącego, nawet jeśli jest on niewierzący. Wracając do dzisiejszych możliwości bardzo profesjonalnej pomocy medycznej, a z drugiej strony do obecnej sytuacji kulturowej, w której pragnie się usunąć korzenie chrześcijańskie, myślę, że Hanna Chrzanowska uczulałaby nas przede wszystkim na to, żeby w niesieniu ulgi osobom cierpiącym nie zabrakło wymiaru religijnego. Stąd sądzę, że jest ona wzorem na dzisiejsze czasy.

Dziękuję za rozmowę

Rozmawiała: Małgorzata Wosion-Czoba (PAP)

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 19 kwietnia

Piątek, III Tydzień wielkanocny
Kto spożywa moje Ciało i Krew moją pije,
trwa we Mnie, a Ja w nim jestem.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 6, 52-59
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Najczęściej czytane artykuły



Najczęściej czytane komentarze



Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter