Myślę, że z kultem bł. kard. Stefana Wyszyńskiego mamy – jak dotąd – do czynienia głównie w życiu poszczególnych ludzi, którzy są głęboko przekonani o jego świętości, a beatyfikacja była dla nich tylko potwierdzeniem i punktem odniesienia. Nie oznacza to jednak, że nie warto doceniać wielkiego i pięknego wysiłku, który włożono w upowszechnianie postaci kard. Wyszyńskiego przed beatyfikacją.
Zmęczenie i potrzeba chwili oddechu, odpoczynku od tematu po beatyfikacji?
Da się to psychologicznie wytłumaczyć. Beatyfikacja została przełożona, więc i napięcie beatyfikacyjne oraz sam okres, który trzeba było należycie wypełnić tematem Prymasa Tysiąclecia, były niezwyczajnie długie. Po beatyfikacji, kiedy mogliśmy już powiedzieć: wreszcie; mamy błogosławionego!, naturalna była potrzeba, by chwilę się wyciszyć, odpocząć – organizacyjnie, ale nie tylko.
Mówiąc o sytuacji po beatyfikacji, pamiętajmy także o wspomnianym już stanie epidemii, która realnie zamykała nas w domach, oduczała udziału w życiu Kościoła i ograniczała wiele jego działań, także gdy chodzi o szerzenie kultu Prymasa Tysiąclecia.
Doświadczenie rozwijania się kultu innych beatyfikowanych i kanonizowanych wskazuje, że i kult bł. kard. Wyszyńskiego będzie stopniowo się rozwijał, a w przyszłości odradzał samorodnie, w sposób naturalny, oddolny. Święci funkcjonują i przemawiają do każdego, kto chce ich słuchać, w sposób niezależny od naszych starań.
Mamy odnotowane nowe cuda za przyczyną bł. kard. Stefana Wyszyńskiego?
Nie słyszałem o nowych ważnych przypadkach uzdrowień, jednak nie jestem dobrym adresatem tego pytania. Proces beatyfikacyjny prowadziła archidiecezja warszawska i to do niej spływają informacje na ten temat.
Jak my sami możemy wspomagać rodzący się kult?
Dotychczasowa praca Kościoła i mediów katolickich upowszechniająca wiedzę o Prymasie Tysiąclecia niewątpliwie przynosi dobre owoce i powinna być kontynuowana. Ważne jest, by była i działała osoba lub zespół osób ustanowionych formalnie i odpowiedzialnych specjalnie za to, by – poprzez organizowanie wydarzeń, spotkań, konferencji o charakterze czy to naukowym, czy pobożnościowym – kult bł. kard. Wyszyńskiego promować i rozwijać. A kiedy już zaczną spływać świadectwa o tym, że za wstawiennictwem bł. kard. Wyszyńskiego dzieją się ważne rzeczy, uzdrowienia itp. – takie przypadki spisywać i propagować wiedzę o nich. Byśmy wiedzieli, że skoro jego wstawiennictwo u Boga komuś pomogło, pomoże i nam.
Mamy też konkretne instytucje, których misją jest propagowanie osoby prymasa i dobrze wykonują tę pracę. To np. Muzeum Jana Pawła II i Prymasa Wyszyńskiego w Świątyni Opatrzności Bożej. Z tego co wiem muzeum przyjmuje sporo młodzieży, obecnie także z Ukrainy. Należy te instytucje wspierać i doceniać ich rolę. Jednak – moim zdaniem – sercem pamięci o kard. Wyszyńskim powinna być nie Świątynia Opatrzności Bożej, ale archikatedra św. Jana Chrzciciela, gdzie służył i gdzie spoczęło jego ciało.
A w wymiarze osobistym, czyim patronem może być dziś kard. Wyszyński? O co możemy się modlić za jego wstawiennictwem?
Mówiliśmy już, że był wzorem: troski o Polskę, o chrześcijan w krajach dawnego bloku komunistycznego, jednoczenia w czasach podziałów… Na pewno dobrze byłoby, gdyby został patronem polityków, ludzi sprawujących władzę i odpowiedzialnych za innych.
Będąc postacią pomnikową, hierarchą, wielkim prymasem, kard. Stefan Wyszyński doskonale sprawdza się jednak także jako patron i orędownik u Boga w codziennych sprawach każdego z nas. Warto zdjąć go z piedestału, pozbawić w naszym myśleniu monumentalności, co zresztą staram się ukazać w swoich publikacjach o Wyszyńskim, i pokazywać, jak on funkcjonował w szarości życia. Wtedy okaże się, że może być dla nas – proszę mi wybaczyć to sformułowanie – jako błogosławiony i w przyszłości święty bardzo poręczny. Można go wziąć pod rękę lub pozwolić, by sam nas wziął pod rękę, by nas prowadzić przez życie.
Możemy kard. Wyszyńskiego prosić o odwagę i umiejętność podejmowania ważnych i trudnych decyzji, o budowanie więzów ojcostwa, duchowni – o dar dobrego przeżywania swojego kapłaństwa, szefowie – o dar bycia dobrym przełożonym… We wszystkich tych i innych sprawach on ma nam wiele do przekazania, zaoferowania. Warto więc odnaleźć w życiu tego błogosławionego coś, co będzie nam bliskie. Każdy z nas musi przekonać się sam, że kiedy się do niego zwróci, on umie pomagać. Przekonujmy się, że to nie jest błogosławiony do ozdoby, w galerii świętych. Tak właśnie tworzy się kult świętych.