Bierzmowanie jest ważnym momentem, ale niczego nie kończy. - mówi abp. Grzegorz Ryś, metropolita łódzki, w rozmowie z ks. Pawłem Kłysem
Jak dobrze przygotować kandydata do bierzmowania?
Nie chodzi o „przygotowanie do bierzmowania”, samo takie sformułowanie jest dość niebezpieczne. Dlaczego? Bo pojawia się niebezpieczeństwo, że przygotowując kogoś do bierzmowania, sugerujemy przygotowanie go do jednorazowego wydarzenia, po którym on może stwierdzić: dostałem to, co miałem dostać, doprowadziliście mnie tam, gdzieście chcieli, a teraz dajcie mi spokój, a ja odpocznę od tych wszystkich kościelnych zabiegów wokół mojej osoby! Potrzebujemy bierzmowania, ale nie dla samego bierzmowania, lecz po to, żeby być rzeczywiście uczniami Jezusa. Byłoby dobrze, gdyby w pracy z młodymi ludźmi – a czasem i ze starszymi, bo bierzmowanie można przyjąć w każdym wieku, niekoniecznie w ósmej klasie – dobrze ustawić akcenty. To nie jest przygotowanie tylko i wyłącznie do przyjęcia sakramentu. Inaczej byłoby tak, jakbyśmy przygotowywali do przyjęcia Pierwszej Komunii Świętej, a nie do życia Eucharystią w ogóle. Później konsekwencje są dramatyczne, gdyż mamy dzieci, które przystępują do Pierwszej Komunii Świętej, następnie na rocznicę do drugiej Komunii, a potem do trzeciej przed bierzmowaniem – jak im ktoś przypomni, że dobrze byłoby przyjąć Eucharystię. Taka źle ustawiona celowość nie sprzyja formacji, ale w niej przeszkadza. Nie przygotowujmy młodych (czy starych) do bierzmowania. Moment przyjęcia tego sakramentu jest ważny, natomiast liczy się to, na ile przygotowanie i przeżycie tego sakramentu otworzy nas na życie w Duchu Świętym.
Zatem kiedy i dla kogo bierzmowanie?
Nie ma jednej odpowiedzi dla całego Kościoła. Ojciec Święty Benedykt XVI podpowiadał, że bierzmowanie może być udzielane wcześniej niż Pierwsza Komunia. Dlaczego? Bo szczytem życia sakramentalnego jest przeżywanie Eucharystii. Idąc za takim rozumieniem sakramentów, niektóre Kościoły czynią to o wiele wcześniej niż my w Polsce. Czasami w imię tego, by bierzmowanie nie było „metą”, po której człowiek ma ochotę wziąć sobie urlop. Bardzo ciekawy sposób formowania młodych ludzi do wiary – z momentem, jakim jest bierzmowanie – urodził się w ciele Drogi Neokatechumenalnej we Włoszech. Jest on również obecny w Polsce – w archidiecezji warszawskiej. Chodzi o to, by bierzmowanie było udzielane w środku pewnej pracy formacyjnej z młodym człowiekiem. Jest on przygotowywany do tego przez dwa–trzy lata, a po bierzmowaniu jest również dwa–trzy lata prowadzony. Sakrament jest ważnym momentem, ale niczego nie kończy. Ta formacja na Drodze odbywa się w rodzinach chrześcijańskich, które odkrywają dar, w którym mogą się swoją wiarą podzielić. Wówczas młodzi ludzie mają doświadczenie pięknej, nieraz licznej rodziny, która żyje swoją wiarą, a nie przypomina sobie o niej wyłącznie z racji niedzielnej Eucharystii, którą trzeba odbyć jako obowiązek. Myślę, że od wieku ważniejszy jest sposób przygotowania.
W szkole czy w parafii?
To jest sakrament inicjacji chrześcijańskiej, a więc jest związany z przekazem wiary. Dlatego przygotowanie do niego nie może być zredukowane tylko do lekcji w szkole. Dramatyczną pomyłką byłoby, gdybyśmy chcieli przygotowywać młodych ludzi do bierzmowania lekcjami religii w szkole. Szkoła jest miejscem przekazywania nie wiary, ale wiedzy. Wspólnota szkoły nie jest wspólnotą wiary. Wiarę przekazuje wspólnota wiary. Dlatego cały nacisk powinien być położony na to, by przygotowanie odbywało się w parafiach i żeby było jednym z fragmentów rzeczywistej katechezy, która ma formę katechumenalną. Tam również jest przekaz wiedzy, ale wiedzy, która człowieka formuje i która pyta, czy otworzył się na Słowo Boże, co Słowo w nim zmienia, czy są tego konkretne owoce w jego życiu. Wiedza jest potrzebna człowiekowi idącemu do bierzmowania, ale nie jest jedynym narzędziem.
W odróżnieniu do chrztu i Pierwszej Komunii bierzmowanie najczęściej przechodzi w rodzinie bez echa…
Jeśli bierzmowanie nie jest okazją do kolejnych prezentów i takiej czy innej imprezy, to może nawet chwała Bogu, ale zwróciłbym uwagę na potrzebę wspólnego przeżycia tego sakramentu. Za niesłychanie istotne uważam to, by przyjmując sakrament bierzmowania, młody człowiek nie był sam! Ogromnie ważne jest, by w tym dniu byli przy nim rodzice i chrzestni. Dobrze jest o to zadbać nawet w samej liturgii. Muszę powiedzieć, że sam się o to staram. Dość często katecheci czy katechiści przygotowują dla młodych jakieś dary – np. krzyże, które chcą podarować nowo bierzmowanym. Gdy widzę, że są rodzice tych młodych ludzi, to po poświęceniu krzyży mówię: idźcie teraz do swoich rodziców, niech wam te krzyże zawieszą na szyi. To jest ogromne przeżycie zarówno dla młodych, jak i dla ich rodziców. Taki prosty znak, który pokazuje, że wiara jest przekazywana pomiędzy jednym a drugim pokoleniem. Ważne jest, by szukać takich znaków w czasie celebracji. Jest dialog, w którym są odnawiane przyrzeczenia chrzcielne. Zawsze, kiedy ten dialog prowadzę, zwracam się do całego Kościoła. Niedopuszczalne jest, by odpowiadającymi na zadawane pytania byli tylko przygotowujący się do bierzmowania. Oni muszą wiedzieć, że wybierają wiarę w określonej wspólnocie ludzi. Zwłaszcza dzisiaj, kiedy funkcjonują w środowisku, które nie jest wierze przyjazne. Dziś funkcjonowanie w szkole średniej i przyznawanie się wyraźnie do wiary może oznaczać zderzenie się z dystansem czy z izolacją. Tym bardziej młodemu człowiekowi potrzebne jest, by wiedział, że nie jest sam, że nie jest wariatem, samobójcą, nie jest jedyny, tylko że wokół niego jest rzeczywista wspólnota ludzi, która go przyjmuje i potrzebuje i w której może się w pełni odnaleźć. Myślę, że ważniejsze jest to, jak celebrujemy ten sakrament, niż to, co potem dzieje się w domu. Jeśli tu będzie przeżycie prawdziwie wspólnotowe i rodzinne, to rodzina znajdzie sposoby, żeby to przedłużyć świętowaniem domowym.