28 marca
czwartek
Anieli, Sykstusa, Jana
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Bliźniaczki w zakonie

Ocena: 0
7965

Siostry Leonarda i Marietta są podobne do siebie jak dwie krople wody. Poczuły to samo powołanie, wybrały tę samą drogę życiową. Nic dziwnego: są bliźniaczkami.

Siostry jako uczennice liceum w Bieżuniu i po obłóczynach

Ich rodzice pobrali się tuż po wojnie, połączeni wielką miłością. Mama Irena zajmowała się gospodarstwem, tata Jan pracował w gminie. Byli bardzo szczęśliwi, gdy okazało się, że Irena jest w stanie błogosławionym. Niestety, Adaś zmarł zaledwie dzień po narodzinach. Małżeństwo modliło się o upragnione potomstwo aż 13 lat. I zdarzył się cud, choć mama miała już 45 lat: 13 października przyszły na świat trzy drobniutkie dziewczynki: Jadzia, Tereska i Marylka. Po trzech miesiącach rodzina przeżyła tragedię: Marylka umarła.

– Mama wielokrotnie nam opowiadała o śmierci naszego rodzeństwa, o ich pogrzebach. W naszym domu często wspominało się zarówno Adasia, jak i Marylkę. Rozmyślałyśmy, jak by to było, gdybyśmy we trzy chodziły do szkoły, uczyły się, bawiły. Dzięki tym rozmowom odczuwałyśmy obecność Adasia i Marylki, a potem, z biegiem czasu, zrozumiałyśmy istotę śmierci, przechodzenia do wieczności. Mama wspominała, że gdy umarła Marylka, ubyło jej połowę sił. Ale wiedziała, że musi się podnieść, bo ma dla kogo żyć – opowiada s. Leonarda Kuniszewska, ochrzczona jako Teresa, ze Zgromadzenia Sióstr Misjonarek Świętej Rodziny. Jej siostra Jadwiga, nosząca imię zakonne Marietta, jest w tym samym zgromadzeniu.

Mama nauczyła swoje córki zaradności oraz umiejętności szycia. – Tata z kolei lubił poezję, często marzył. Słuchał Radia Wolna Europa. Po nim odziedziczyłam zdolności matematyczne – mówi s. Leonarda.

Dom rodzinny sióstr był bardzo religijny. – Mama bardzo często odmawiała złotą Koronkę do Najświętszego Serca Pana Jezusa, w przeróżnych intencjach. Tata bez modlitwy nigdy nie poszedł spać. Mieliśmy duży obraz Świętej Rodziny. Przed tym obrazem razem z rodzicami klękałyśmy do modlitwy – opowiada siostra.

Do kościoła było aż dziewięć kilometrów. – W jedną stronę jeździł autobus, a w drugą wracaliśmy na piechotę, bo na autobus musielibyśmy czekać trzy godziny. Natomiast gdy była jakaś okropna pogoda czy choroba, zostawaliśmy w domu i o godz. 12, kiedy w kościele parafialnym była odprawiana suma, klękaliśmy i odmawialiśmy cały Różaniec i Litanię loretańską. Dopiero gdy byłyśmy starsze, rodzice kupili nam składaki i sami też jeździli na rowerach na Mszę Świętą.

Siostry zgodnie przyznają, że kiedy jeszcze były nastolatkami, wzorem był dla nich nauczyciel w liceum w Bieżuniu Stefan Gołębiowski. Uczył języka francuskiego, łaciny, wiedzy o teatrze. To u niego uczniowie spotykali się i oglądali razem poniedziałkowe „Teatry telewizji”. I choć był niewierzący, to przekazał młodym ludziom wiele ważnych prawd. „Jest tylko jeden czas – czas dla ludzi” – powtarzał. Co ciekawe, dwóch jego uczniów poszło do seminarium w Płocku, a dwie uczennice wybrały życie zakonne. Podobno przed śmiercią wyspowiadał się u ks. Jana Twardowskiego.

 

Ja też do zakonu

– Nigdy nie zapomnę naszej pielgrzymki na Jasną Górę na rekolekcje powołaniowe u sióstr misjonarek Świętej Rodziny. Mogłyśmy zobaczyć kard. Stefana Wyszyńskiego. Prymas zachęcał, aby oddać się Maryi, bo tylko wtedy człowiek może godnie i pięknie przeżyć swoje życie. Akt oddania się Matce Bożej odmawiam do tej pory codziennie: „Matko Boża, Niepokalana Maryjo, Tobie poświęcam ciało i duszę moją...” – zdradza s. Leonarda.

Już wtedy w obu siostrach zaczęła kiełkować myśl o powołaniu, nie rozmawiały jednak ze sobą na ten temat. Były na rozstaju, biły się z myślami, czy jednak nie wybrać studiów polonistycznych na Uniwersytecie Warszawskim i nie założyć rodziny. Często rozmawiały z Bogiem, modliły się, brały udział w różnych rekolekcjach. Przełomowy okazał się dzień obłóczyn znajomych sióstr w Chełmnie. Panny Kuniszewskie wzięły udział w uroczystościach.

– Po obiedzie był przewidziany dla uczestników uroczystości spacer, żeby obejrzeć miasto. Moja siostra chciała wcześniej, już po zwiedzaniu fary, wrócić do klasztoru, a ja poszłam jeszcze z nowicjuszkami nad Wisłę. Kiedy wróciłyśmy, zaczęłam szukać matki generalnej, bo chciałam z nią porozmawiać. Okazało się, że jest w ogrodzie i rozmawia... z moją siostrą. Gdy to zobaczyłam, podbiegłam do matki generalnej i powiedziałam: „Ja też chcę do zakonu”. Chyba dopiero w tamtym momencie czułam potwierdzenie, że moja droga jest normalna i właściwa – opowiada s. Leonarda.

– Wybór tego właśnie, a nie innego zgromadzenia mógł być podyktowany m.in. zapatrzeniem się już w domu rodzinnym w obraz Świętej Rodziny. Bardzo spodobała nam się troska Pana Jezusa o jedność, którą w trakcie formacji poznawałam i odkrywałam w charyzmacie zgromadzenia i w sobie. Siostry misjonarki Świętej Rodziny modlą się o jedność człowieka z Bogiem, o jedność w rodzinach i we wszystkich społecznościach – ciągnie opowieść s. Leonarda. – A zgromadzenie znałyśmy jeszcze z dzieciństwa, z Ratowa, bo w tych okolicach mieszkała nasza babcia. Dopiero po kilku latach jedna z sióstr powiedziała, że tam siostry prosiły Pana Boga, żeby okrył długie włosy dziewczyn – czyli nas – welonem zakonnym. I tak też się stało.

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:
- Reklama -

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 28 marca

Wielki Czwartek
Daję wam przykazanie nowe,
abyście się wzajemnie miłowali,
tak jak Ja was umiłowałem.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 13, 1-15
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Najczęściej czytane artykuły



Najwyżej oceniane artykuły

Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter