Stadion Narodowy w Warszawie 1 lipca gości po raz trzeci uczestników spotkania „Jezus na Stadionie”.
Po takich spotkaniach, w których bierze udział i modli się wraz ze wszystkimi o. John Bashobora, oczekuje się, że będą na nich działy się rzeczy wielkie. I słusznie. Bo czy nie wielką rzeczą jest, kiedy spotyka się razem w jednym miejscu 57 tys. osób, by wspólnie uwielbiać Chrystusa, oddawać Mu swoje życie i prosić o Jego błogosławieństwo? Jaką siłę ma taka modlitwa, wiedzą ci, którzy już byli na Stadionie.
Wielkim świadectwem był widok abp. Henryka Hosera SAC i bp. Marka Solarczyka obecnych na Stadionie przez całe kilkunastogodzinne spotkanie, na równi ze wszystkimi innymi klęczących przed Najświętszym Sakramentem. W trakcie spotkania tworzy się kilkadziesiąt długich kolejek do kapłanów, którzy są gotowi niemal do upadłego spowiadać tych, którzy w trakcie rekolekcji chcą uporządkować swoje sprawy z Panem Bogiem. To skala miłosierdzia Bożego, które wylewało się na uczestników.
Były także klasyczne uzdrowienia. Począwszy od spraw duchowych: uwolnień z notorycznych grzechów, z najróżniejszych opresji i rzeczy psychicznych, po potwierdzone medycznie uzdrowienia fizyczne – z cukrzycy, chorób serca, nowotworów, schorzeń kręgosłupa, migren, zdiagnozowanej niepłodności. – Szczęśliwe mamy przysyłają do nas zdjęcia niemowląt jako owoc rekolekcji „Jezus na Stadionie”. Mamy kontakt z wieloma osobami, które uczestniczyły w spotkaniu w 2013 r., i mimo upływu czasu ich uzdrowienie jest trwałe – mówi ks. Rafał Jarosiewicz, główny odpowiedzialny za spotkania „Jezus na Stadionie”.
Dla niego samego – jak mówi – owocem tych spotkań jest umocnienie wiary w kontekście tego, jak Pan Bóg w ich trakcie działa. To czas odkrywania w sobie charyzmatów i wykorzystywania ich w praktyce. Z kolei dla s. Tomaszy Potrzebowskiej CSC z biura organizacyjnego owocem spotkań jest „większe zaufanie, że Bóg zadba o wszystko, czego potrzebujemy”. – Za każdym razem jest wiele spraw, którym nie bylibyśmy w stanie sprostać, i które w jakiś sposób same się rozwiązują. Jesteśmy pasjonatami, ale nikt z nas nie ma pojęcia, jak się robi takie eventy na prawie 60 tys. osób. A jednak się udaje – mówi. Jest pewna, że i tym razem Bóg okaże swoją miłość i działanie.