Pisze do mnie młody ksiądz wstrząśnięty „czarnym poniedziałkiem”, który – jak widać z listu – spędził w szkole.

Pisze więc, że „ trzeba pokazywać dobro, które idzie od ludzi, skoro ostatnio tyle trudności ludzie maja, żeby odróżnić dobro od zła – patrz poniedziałkowe marsze, np. wstrząsający widok młodych nauczycielek, świeżo po ślubie lub nawet w ciąży ubranych w szkołach na czarno w ramach „protestu”. Czy komuś, kto publicznie deklaruje, że nie każde dziecko ma prawo żyć, można powierzyć wychowanie dzieci? Szkoda, że tak ostro nikt tego nigdzie nie postawił; choć wiem – dodaje – że wielu rodziców cierpiało na ten widok”.
Ten młody ksiądz nie pamięta, bo i jak, pogrzebu ks. Jerzego Popiełuszki. Właśnie mija rocznica, już 32., jego męczeńskiej śmierci. Był żarliwym obrońcą życia. Po jego śmierci, od razu na pogrzebie, dr Marian Jabłoński wezwał do ślubowania na rzecz obrony życia nienarodzonych. Milionowy tłum trzykrotnie wtedy wołał: „Ślubujemy!”. Z emocji tylko?
Gdzie są dziś uczestnicy tamtego pogrzebu? Przecież byli wśród nas starzy i młodzi, z Warszawy i całej Polski, robotnicy i intelektualiści, kobiety i mężczyźni, dzieci i młodzież – wszyscy, przekrój Polski. Czy uczymy – jak pisze ów młody ksiądz – odróżniać dobro od zła? Skoro ostatnio ludzie mają z tym tyle trudności?
Co zrobiliśmy z dziedzictwem ks. Jerzego? A refleksja siostry profesor Zofii Zdybickiej, nagłośniona dzięki transmisji w TVP 2, że Jana Pawła II jest wśród nas jakby coraz mniej?
Gdybym mogła, podsuwałabym na rekolekcje – także księżowskie – takie właśnie życiorysy do studiowania, medytowania i wewnętrznego przepracowania. I jeszcze postać ks. Władysława Bukowińskiego, od którego beatyfikacji w Kazachstanie minął dopiero miesiąc. Zaraz potem dostałam list od kogoś, kto w latach 90. był tam nauczycielem polskiego.
Pisze o wsi Makaszewka: w chatynce „na stole wśród krzyża i zapalonych świec była kładziona pożółkła alba i stuła – pamiątki po śp. Księdzu, który w tej chatynce bywał i odprawiał w ukryciu Mszę Świętą dla wiernych, którzy niekiedy po kilka lat czekali na jego przyjście. Przy tych pamiątkach przez całe lata po jego śmierci wierni zbierali się w ukryciu na niedzielną modlitwę, bo alba i stuła stanowiły niewidzialną osobę kapłana”.
To były pamiątki po ks. Władysławie Bukowińskim. Pokazane niczym relikwie, choć właściwie dla Polaków z głębi stepów one już były relikwiami. W Kellerowce – pisze nauczyciel – nieco większej wiosce, wciąż w latach 90. stał „domik” baby Rózi Zadoroznej, gdzie ks. Bukowiński był przechowywany, kiedy przyjeżdżał z tajną posługą kapłańską. Katolicy z Niemców nadwołżańskich (też zesłanych do Kazachstanu) brali często odpowiedzialność za transport księdza, bo wszędzie był potrzebny i oczekiwany.
Wciąż są wśród nas ludzie, którzy znali wszystkich tych trzech kapłanów i z nimi współpracowali. Ich świadectwa potężnieją nawet i nabierają nowej mocy. A my mamy takie trudności z odróżnianiem dobra od zła?
![]() |
Barbara Sułek-Kowalska |