Jeśli papież woła nas dziś do synodalności, nie jest to jakiś rewolucyjny nurt; woła nas tak, jak robił to Piotr w Dziejach Apostolskich - mówi kard. Grzegorz Ryś, metropolita łódzki, w rozmowie z ks. Pawłem Kłysem
Na synod Ojciec Święty zaprosił Księdza Kardynała osobiście. Czym jest dla Księdza Kardynała to zaproszenie?
Jest to dla mnie wezwanie, by być na synodzie, i bardzo się z tego cieszę. Dotąd tylko raz uczestniczyłem w synodzie, dotyczącym młodzieży. Do dziś bardzo pięknie wspominam to wydarzenie, głównie dlatego, że bardzo dużo można było usłyszeć.
Synod jest spotkaniem ludzi z całego Kościoła i na nas – Polaków, Kościół w Polsce – wpływa to pozytywnie, gdyż mamy „własnocentryczną” wizję chrześcijaństwa. Chyba w tym zakresie nie odbiegamy od Kościoła w Europie, który bardzo podkreśla swoje centralne miejsce w Kościele powszechnym, co zresztą jest coraz mniej prawdą.
Jednak nie chodzi o to, by się spierać, kto jest większy, bardziej dynamiczny, ale o to, by nawzajem się posłuchać i – co najważniejsze – posłuchać siebie w Duchu Świętym. Ojciec Święty nie zaprasza nas do dyskusji nad Kościołem, ale zaprasza nas – tak jest to sformułowane w Instrumentum laboris – do rozmowy w Duchu Świętym. To nie jest zwykła dyskusja ani nic, co by miało formę parlamentu kościelnego. Pokazuje to już sam początek synodu. Zgromadzenie zaczęło się od czuwania na placu św. Piotra, które zaproponowała Ojcu Świętemu Wspólnota z Taizé. Spotkanie pod hasłem „Together” (razem) ściągnęło młodych z całej Europy i z różnych wyznań chrześcijańskich. Przybyło również dwunastu liderów Kościołów, którzy odpowiadają dziś za kształt chrześcijaństwa. Następnie uczestnicy synodu wyjechali na trzydniowe rekolekcje. Jeszcze nie było takiego wejścia w synod, by wszyscy brali udział w rekolekcjach. Dopiero po nich, 4 października, zaplanowano inaugurację zgromadzenia.
Jaka będzie metoda pracy w czasie październikowej sesji synodalnej?
Synod to oratio continua – modlitwa i wymiana doświadczeń, znowu modlitwa do Ducha Świętego, i znów wymiana doświadczeń i modlitwa do Ducha Świętego, i sesje plenarne. To oznacza, że nie rozmawiamy bez Ducha Świętego! Nie rozmawiamy bez tego istotnego kontekstu. Pewnie dlatego nie jesteśmy proszeni o przygotowanie jakichś wielkich własnych wystąpień; owszem, byliśmy proszeni, by przygotować swoje pierwsze wystąpienie, ale nie jakieś obszerne. Nie przygotowujemy oświadczeń, deklaracji ani nie mówimy, czego oczekujemy, lecz czekamy na otwarcie na Ducha Świętego. W czasie synodu będziemy odnosić się do pytań zawartych w Instrumentum laboris, ale z wiarą, że tym, który nas w tej rozmowie prowadzi, jest Duch Święty.
Rzymski etap jest kontynuacją dwu poprzednich. Jak Ksiądz Kardynał wspomina ten proces?
Wszystkie wypracowane wcześniej dokumenty są ważne, ale myślę, że my je wszyscy też nosimy w sobie. Pamiętam nasz diecezjalny etap synodu o synodalności i mam najlepsze wspomnienia z niego. Uśmiecham się na to wspomnienie. I myślę, że Ojciec Święty wyciągnął nas z uśpienia, które wynikło z pandemii, przyzwyczajenia i znużenia. Naraz pojawiła się niesłychana szansa rozmowy o samej tożsamości Kościoła. U nas w archidiecezji łódzkiej mieliśmy eksplozję grup synodalnych – z tego naszego wspólnego „synodowania” wyszła bardzo piękna synteza. Myślę, że tym pięknym doświadczeniem możemy się też podzielić z innymi.
Czy wyjątkowość tego zgromadzenia biskupów polega na tym, że do udziału w nim zostali zaproszeni również świeccy?
Świeccy zawsze byli zapraszani na synody, tylko byli bardziej obserwatorami – z prawem wypowiedzi, ale nie z prawem głosu, zwłaszcza nad dokumentem końcowym. Osobne jest pytanie, czy na koniec października będzie dokument końcowy, bo wiemy, że za rok odbędzie się druga część tego synodu. Pewnie – ściśle rzecz biorąc – dokument końcowy pojawi się dopiero wtedy, a teraz nastąpi jakieś podsumowanie, zebranie owoców tego dialogu.
Tym razem na synodzie obecni są świeccy, którzy również będą mieli prawo głosu. To jest dość poważna reprezentacja, choć w dalszym ciągu jest to synod biskupów, a więc większość stanowią biskupi. To jest bardzo mocno podkreślane przez Ojca Świętego i kard. Mario Grecha, który przewodniczy sekretariatowi synodu, że zgromadzenie pozostaje synodem biskupów – nie stało się jakimś nowym, amorficznym ciałem. Biskupi zapraszają świeckich, braci i siostry, do udziału w obradach w dużej mierze i poważny sposób.
Czasem pojawiają się zarzuty, że Ojciec Święty chce zmienić sposób zarządzania Kościołem, że jest to „protestantyzacja” Kościoła.
Bardzo nie lubię określenia „protestantyzacja” Kościoła. W Kościele, którego ortodoksją i ortopraksją jest ekumenizm, a nie ucieczka od niego, wolę mówić o wymianie duchowych doświadczeń, czy duchowych darów. Tak jak jest definiowany ekumenizm, od czasów Jana Pawła II, a nie od Franciszka. To oznacza, że jako katolik mam powinność rozmawiać z moimi braćmi – także protestantami i prawosławnymi – gdyż tam rozumienie synodu jest dużo głębsze niż w Kościele rzymskokatolickim. Mam prawo rozmawiać z nimi o tym, co to znaczy synod, oraz pytać, jak oni przeżywają synodalność. Taka „protestantyzacja” może oznaczać rozwój, a nie zagrożenie.
Franciszek nie zmienia żadnej struktury, ani tożsamości Kościoła, ani tego, co Kościół identyfikuje. Próbujemy wchodzić w Kościół głębiej i głębiej. Pytamy naszych braci prawosławnych czy protestantów, jak oni żyją synodalnością, dlatego że pierwotny Kościół pokazuje, czym jest synodalność, i w tym sensie łączy nas obraz pierwotnego Kościoła. Otwieramy Dzieje Apostolskie i widzimy, że zaczynają się one od synodu. Piotr zbiera braci i pyta, jak Kościół ma się zachować w sytuacji, kiedy jeden z uczniów okazał się zdrajcą i nie uniósł swojej zbrodni – poszedł i się powiesił. Po zdradzie Judasza pojawia się dziura w kolegium apostolskim. Czemuż Piotr nie woła Macieja i nie mówi: ty będziesz apostołem – tylko zwołuje braci na rozmowę? Czytajmy Dzieje Apostolskie! To jest bardzo piękne, i to się dzieje dzisiaj!
Jeśli Franciszek woła nas dziś do synodalności, to nie jest to jakiś rewolucyjny nurt; woła nas tak, jak robił to Piotr w Dziejach Apostolskich. Piotr mógłby sam zarządzić, ale nie, on zwołuje wszystkich, nawet jeśli jego głos okazuje się rozstrzygający, jak to się dzieje na pierwszym soborze (por. Dz 15). Piotr przemawia i jego rozwiązanie okazuje się najważniejsze, ale zanim zostają sformułowane ostateczne wnioski, przemawiają Paweł, Barnaba oraz Jakub jako biskup Jerozolimy. Bracia wzajemnie się słuchają. Potem zapada decyzja, a oni mają to poczucie, że kto postanowił? Duch Święty i my. Te wszystkie elementy są dziś obecne w nauczaniu Franciszka o synodalności.
Jakie tematy będą poruszane podczas trwającego synodu?
Są cztery tygodnie i cztery wielkie tematy. Pierwszy tydzień będzie bardzo teologiczną rozmową wokół tego, czym jest synodalność, czym się cechuje Kościół, który chce się nazywać synodalnym, i jakie musi mieć w sobie postawy, by mógł tak o sobie mówić. Ten pierwszy tydzień jest kluczowy, bo dopóki nie ma poważnego ustawienia teologicznego, to kolejne wnioski są jakoś zawieszone w próżni.
Potem są trzy tygodnie, które wyznaczają trzy tematy zasadnicze w Instrumentum laboris oznaczone literą B. B1 stawia pytanie o jakość wspólnot chrześcijańskich. Jeśli rozmawiamy o wspólnej drodze, to jaka ona jest? Kto do niej należy? Kiedy? Jaka jest wzajemna relacja pomiędzy prawdą a miłością? – to ogromnie ważne pytanie. B2 – współodpowiedzialność w misji – pokazuje kierunek myślenia. Wspólnota nie jest dla siebie, ale dla misji. Nie chodzi o to, by się nam fajnie żyło, byśmy się odgrodzili od reszty świata wysokim murem, fosą, podnieśli wszystkie mosty zwodzone. Dookoła nas może być szaleństwo, ale my jesteśmy arką zbawienia. Pytamy o jakość wspólnoty, ponieważ dziś potrzebne jest świadectwo życia wspólnotowego. Dlatego pierwsza część drugiej części nosi tytuł „Wspólnota, która promieniuje”. Wspólnota jeszcze nic nie mówi, nie działa – ale przez to, jaka jest, jest istotnym znakiem zapytania i istotnym podmiotem, który funkcjonuje. Wspólnota, która promieniuje, wspólnota, która działa. Kto działa? Kto w tym działaniu się pokazuje? Kto jest współodpowiedzialny? Skąd się bierze to zaangażowanie? W jaki sposób Duch do tego działania prowadzi, jak wyposaża? To jest drugi zestaw pytań. I trzeci zestaw, B3: czy takie myślenie o wspólnocie, która musi promieniować i musi wyjść do misji, wymaga jakichś zmian strukturalnych? Jeśli się nawrócimy na tę naszą tożsamość synodalną, to czy to nawrócenie jest już wystarczające, czy musi przybrać formę zmiany struktur albo reformy dawnych?
To są konkretne pytania, dlatego też Instrumentum laboris nie jest dokumentem nauczającym – niczego nie uczy, ale zbiera pytania z całego tego procesu synodalnego, który się odbywał na poziomie każdej diecezji, a potem na poziomie kontynentu. Te zebrane pytania są zadane wszystkim uczestnikom synodu, a teraz będziemy rozmawiać o nich w Duchu Świętym.
Synod skończy się po czterech tygodniach i co dalej?
To będziemy widzieć, i to jest miara tej otwartości. Ostatnią rzeczą, o którą można by podejrzewać Ojca Świętego i jego współpracowników, jest jakiś rodzaj manipulacji. Oni wiedzą, do czego chcą dojść, i wiedzą, jak to zrobić. Naprawdę nie udają, kiedy mówią, że zapraszają cały Kościół, by się poddać prowadzeniu Ducha Świętego na modlitwie i rozmowie. Naprawdę. Jakie będą końcowe ustalenia na koniec października, a jakie będą postanowienia na cały kolejny rok, tego nie wiem. Po to jest przerwa pomiędzy jednym a drugim posiedzeniem, by to, co jakoś zostanie przedstawione i wypracowane podczas synodu, stało się tematem w Kościołach lokalnych. To musi wrócić na ten poziom, z którego się urodziło. Warto, by na miejscu – w Kościele lokalnym – w jakimś rozeznaniu duchowym podjąć, rozczytać, odnieść się do tego, co jest mówione na synodzie. W przeciwnym razie z czym byśmy jechali z powrotem do Rzymu w 2024 r.?
Wszystko jest w tym zakresie jakąś niewiadomą, która nie jest bezradnością i beztroską, tylko przede wszystkim zaufaniem Duchowi Świętemu, który ten proces prowadzi.