Należał do najwybitniejszych amerykańskich biskupów i zawsze pamiętał o swoich polskich korzeniach. Kardynał Jan Król, umierając 3 marca 1996 r., pogrążył w żałobie nie tylko Kościół w Filadelfii, ale także miliony Amerykanów polskiego pochodzenia.
Jego rodzice – Jan Król z Siekierczyny k. Limanowej i Anna z domu Pietruszka, urodzona w Mokrej Wsi k. Starego Sącza – poznali się w USA, gdzie udali się w poszukiwaniu chleba. Tam wzięli ślub, a 26 października 1910 r. ich czwartym z ośmiorga dzieci został Jan (John), przyszły kardynał. Rodzice zadbali o jego wykształcenie i formację religijną. Chłopiec ukończył szkoły w rodzinnym Cleveland. Po seminarium duchownym Świętych Cyryla i Metodego w Orchard Lake przyjął święcenia kapłańskie w 1937 r. jako duchowny archidiecezji Cleveland. Wkrótce został skierowany do Rzymu na studia prawnicze na Papieskim Uniwersytecie Gregoriańskim. Tuż przed wybuchem II wojny światowej po raz pierwszy odwiedził Polskę i rodzinę. Po powrocie do USA kontynuował studia na Katolickim Uniwersytecie w Waszyngtonie, uwieńczone doktoratem w 1942 r. Został wykładowcą prawa kanonicznego w seminarium duchownym w Cleveland, był sekretarzem i obrońcą węzła małżeńskiego w miejscowym sądzie biskupim, a także kanclerzem kurii biskupiej.
W roku 1953 John Król został biskupem pomocniczym swojej rodzinnej archidiecezji. Sakrę przyjął 2 września z rąk abp. Giovanniego Cicognaniego, ówczesnego delegata apostolskiego w USA, późniejszego sekretarza stanu Stolicy Apostolskiej. Dał się poznać jako pasterz życzliwy także wobec imigrantów, m.in. Węgrów, którym udało się dostać do USA po powstaniu w 1956 r.
Czytaj dalej w e-wydaniu lub wydaniu papierowym
Idziemy nr 10 (596), 5 marca 2017 r.
Artykuł w całości ukaże się na stronie po 15 marca 2017 r.