Kazanie było ładne, a w dodatku krótkie: młody jeszcze ksiądz niedawno był w Afryce i widział tam Kościół biedny, ale pełen ufności i nadziei.
Wracał przez Brukselę i już samo lotnisko poraziło go swoim bezsensownym, jak podkreślił, splendorem skierowanym nie wiadomo do kogo i wyrażającym nie wiadomo co. Ale młody ksiądz mówił do parafian, wśród których nie było ludzi młodych; dość powiedzieć, że w całym kościele na tej wieczornej Mszy Świętej w sobotę, a więc na niedzielnej Mszy Świętej, była tylko jedna rodzina z małymi dziećmi. I zaraz się wyjaśniło, gdzie są inne.
Inne przychodzą do głównego kościoła w Dinard, do Notre Dame, w niedzielę na godzinę jedenastą. Tam jest czas dla nich, księża i działacze parafialni czekają już wcześniej, żeby ich witać i zachęcać do udziału w życiu Kościoła. Dlatego, wyjaśniał młody ksiądz, rada parafialna podjęła decyzję, że w niedziele nie będzie już w głównym kościele Mszy Świętej o 9.30, bo cały trud i wysiłek będzie skierowany na młode rodziny, a przecież – powiedział – „nas księży nie jest wielu”.
A to one, te młode rodziny, stanowią teraz przedmiot głównej troski parafii, o czym młody ksiądz mówił z nadzieją, że niemłodzi bądź całkiem starzy parafianie zrozumieją, dlaczego tak się sprawy mają. I rzeczywiście, młodą katolicką Francję już widać. Ksiądz w Dinard nie powiedział do starych parafian: „Wy i tak będziecie przychodzić” – bo to chyba we Francji nie jest takie oczywiste. Choć propozycji dla nich także jest wiele, zaczynając od nowej inicjatywy wspólnych obiadów u parafian, właśnie po to, żeby lepiej się poznawać.
W przepięknej, niegdyś bardzo katolickiej Bretanii od razu dostałam nauczkę za swoje buńczuczne zdanie, którym kończyłam miesiąc temu felieton o Krzyżu świętym: że my w Polsce jesteśmy uprzywilejowani, bo u nas wciąż się stawia nowe przydrożne krzyże. I że wciąż wyrastają wśród nich nowi święci.
Bretania pełna jest niezwykłych w swej urodzie przydrożnych krzyży, niekiedy w formie bardzo rozbudowanej, nazywanej tu „kalwariami”: bywa, że są to trzy krzyże, z Jezusem i dwoma łotrami, lub krzyże, na których Jezus wciąż otoczony jest ludźmi. Bretania pełna jest też starych – zamkniętych i pustych – kościółków o niezwykłej architekturze, bogato zdobionych kamiennymi rzeźbami. Mieszkał tu lud niezwykle pobożny, bronił wiary i Kościoła, wspierając w tym jeszcze bardziej żarliwą sąsiednią Wandeę. A jednak teraz kościółki są głównie zabytkami.
Ale wśród nich też wyrastają nowi święci. W sąsiednim regionie, w Normandii, gdzie w lipcu został zamordowany przez islamskiego fanatyka sędziwy ks. Jacques Humel, już panuje opinia o świętości tego kapłana. Jak przez wieki, nic się nie zmieniło. A paryska manifestacja w obronie małżeństwa i rodziny w niedzielę 16 października to było 200 tys. ludzi. Chapeau bas! Dziękujemy, Francjo!