– Przesłanie Amoris laetitia opiera się na umiejętności patrzenia na małżonka i dzieci oczami Boga – mówi abp Henryk Hoser SAC
fot. ks. Henryk Zieliński/IdziemyZ abp. Henrykiem Hoserem SAC, uczestnikiem Synodu o rodzinie, rozmawia Monika Odrobińska
Nie cichną spory wokół adhortacji Amoris laetitia. Co tak naprawdę zawiera, oprócz głośnego rozdziału ósmego o parach niesakramentalnych?
Amoris laetitia to swego rodzaju nowenna – jej dziewięć rozdziałów może służyć do rozwoju świadomości rodzin w dziewięciu etapach. To nie jest dokument doktrynalny, ale pastoralny: niczego nie rozstrzyga, za to ma cechy vademecum. Jego czytanie ułatwia łatwy, przystępny język. Słowo „adhortacja” znaczy „zachęta” – a ten akurat dokument pozwala rzucić snop światła Ewangelii na dzisiejszy świat podlegający wielu zmianom antropologiczno-kulturowym. To kopalnia diagnoz – dotyczących zarówno świata zewnętrznego, jak i osobistego. Nowością Amoris laetitia jest wielość elementów psychologicznych. Dotychczas dokumenty kościelne opierały się raczej na socjologii, teologii, doktrynie.
W pogoni za sensacją zgubiliśmy jej przesłanie, a konkretów jest tam wiele. Jakie?
To dokument o miłości Chrystusa zmartwychwstałego obecnego – lub nieobecnego – w relacjach rodzinnych. Rodzina ukazana jest w nim w świetle Słowa, które stworzyło świat. W rozdziale czwartym rzucona jest ona „na siatkę” „Hymnu o miłości” – bo jeśli miłość ma być autentyczna, musi mieć cechy, o których mówi św. Paweł w Liście do Koryntian: cierpliwości, postawy życzliwości, braku poklasku i pychy.
Jest rozdział o „namiętnej miłości”, już bowiem Benedykt XVI rozróżnił eros i agape. Cały jeden rozdział poświęcony jest owocności miłości, ale nie tej materialnej. Chodzi o owoce życia, które przekształca się pod wpływem miłości dawanej i doznawanej. Przesłanie Amoris laetitia opiera się na umiejętności patrzenia na małżonka i dzieci oczami Boga: dużo tam o dialogu małżeńskim, ale też o przygotowaniach do sakramentu małżeństwa, o relacji członków rodziny i jej ewolucji, o modlitwie rodzinnej. Sam tytuł adhortacji świadczy o tym, że miłość małżeńska może być źródłem nieustającej radości. Nawet w chwilach smutku czy depresji można ją gdzieś na dnie zobaczyć i zawsze może wyjść jak wiosna po zimie.
Dla kogo jest Amoris laetitia?
Dla małżonków, narzeczonych i dla duszpasterzy. Rozdział szósty mówi o tym, jak towarzyszyć ludziom żyjącym w rodzinach. Ma to być asumpt do przełomu w duszpasterstwie, które ma opierać się na rozeznaniu poszczególnych sytuacji, bo nie ma dwóch takich samych małżeństw. Duszpasterze muszą umieć formować świeckich małżonków, którzy będą towarzyszyć na drodze wzrastania w rodzinie tym, którzy z tej drogi zboczyli i błąkają się.
Papież wyraża troskę o zagubionych i poranionych, chce im pokazać miejsce, w którym się znajdują i jak wyjść z trudnej sytuacji wraz z rehabilitacją jej skutków. Dotyczy to także porażek wychowawczych – rodzice powinni rozumieć, że są ogrodnikami, a pod opieką mają rośliny o różnych wymaganiach: jedną ciepłolubną, inną hydrolubną, jeszcze inną światłolubną.
Wypaczone odczytanie Amoris laetitia sprowadzające ją do Komunii Świętej dla osób rozwiedzionych odzwierciedla wypaczone odczytywanie osoby Franciszka. Czy w pięciolecie jego pontyfikatu patrzymy na niego uczciwe?
Żadna ocena nie jest do końca sprawiedliwa – i dotyczy to wszystkich papieży – ponieważ jest oceną niepełną. Niesprawiedliwie oceniano Pawła VI za Humanae vitae, z nierozumieniem spotykała się nauka Jana Pawła II – w tym sensie mówię o tym, że Kościół pastoralny go zdradził. Przekręcano słowa i intencje Benedykta XVI, a teraz Franciszka próbuje się sklasyfikować jako liberała.
Franciszek jest barwną postacią. Często wypowiada się spontanicznie, wręcz publicystycznie – niektórzy zastanawiają się, czy odczytywać to jako oficjalne nauczanie Kościoła, czy osobiste refleksje. Kazania w Domu św. Marty można uznać za przyczynek duszpasterski do odczytywania Ewangelii, a nie za magisterium.
Pojawiają się głosy, że Kościół w Polsce powinien zająć stanowisko na temat tej adhortacji. Co ksiądz arcybiskup na to?
Franciszek docenia polski Kościół, co podkreślał podczas ŚDM. Liczy się z głosem polskiego episkopatu. Na 325 punktów Amoris laetitia jest w niej 391 odniesień – w tym do nauczania Jana Pawła II oraz jego poprzednika i następcy: Pawła VI i Benedykta XVI. Należałoby się raczej zastanowić, co Kościół w Polsce zrobił z ich nauczaniem – bo Franciszek chce je twórczo kontynuować.
Do zredagowania Amoris laetitia posłużyły relacje końcowe dwóch Synodów o rodzinie, podczas których papież był głównie słuchaczem. On w ogóle jest słuchaczem – siada z biskupami, pyta i prosi o pytania. Zarówno w Amoris laetitia, jak i w całym przekazie Franciszek kładzie akcent na semina Verbi – ziarna Słowa, które są okruchami dobra na świecie. Jeśli pozwolimy im wzrastać, stłumią one zło.