Na znaczenie niezwykłego, ostatniego etapu afrykańskiej podróży papieża Franciszka zwraca uwagę redaktor naczelny „L’Osservatore Romano” prof. Giovanni Maria Vian.
2015-11-30 18:38st (KAI/OR) / Watykan, mz
fot. PAP/EPA/DANIEL DAL ZENNARO
Komentarz szefa watykańskiego dziennika publikujemy za jego edycją polską. Dostępny jest na stronie internetowej www.osservatoreromano.va.
Wystarczyło trochę więcej niż dwadzieścia sześć godzin w Republice Środkowoafrykańskiej, przedstawionych jako błogosławieństwo z nieba i zwycięstwo pokoju przez prezydent Catherine Sambę-Panzę, by afrykański szlak papieża Franciszka stał się jedną z najbardziej znaczących podróży pontyfikatu. Ojciec Święty potrafił bowiem dać świadectwo przed całym światem i samą swoją obecnością (którą wielu uważało za niemożliwą), wskazał na konieczność pojednania w kraju, który z trudem, z pomocą wspólnoty międzynarodowej, stara się leczyć rany zadane przez wojnę domową i wyjść ze skrajnego ubóstwa.
Mieszkańcy Republiki Środkowoafrykańskiej to zrozumieli. Dlatego Papież był świątecznie witany na pełnych pyłu ulicach Bangi przez tłum, który podczas jego przejazdu powiewał gałęziami drzew i rozkładał na drodze kolorowe płachty: był witany radośnie, razem z arcybiskupem miasta Dieudonné Nzapalaingą, przez uchodźców zgromadzonych w parafii Saint-Sauveur, a także przyjęty przyjaźnie przez protestantów na wydziale teologicznym i przez muzułmanów w meczecie Koudoukou.
Czasy są trudne, przyznał Franciszek, odprawiając końcową Mszę św. na zalanym słońcem stadionie pełnym ludzi, lecz wiara w Jezusa jest rzeczywistością otwartą na ostateczną przyszłość, która "już przemienia nasze obecne życie i świat, w którym żyjemy". Jak pokazał wszystkim sam papież, wykonując niespodziewany gest i schodząc z ołtarza, by uścisnąć na znak pokoju imama Bangi, obecnego na pierwszej Mszy św. w katedrze. "My, chrześcijanie i muzułmanie, jesteśmy braćmi" – podkreślił potem w meczecie: braćmi, którzy muszą "pozostać zjednoczeni, aby ustały wszelkie działania, po jednej i po drugiej stronie, które oszpecają oblicze Boga", i odrzucić nienawiść i przemoc.
Ta wizyta, której z uporem chciał papież Franciszek, zakończyła podróż do Afryki, a jej punktem kulminacyjnym była inicjatywa bezprecedensowa. Po raz pierwszy bowiem papież otworzył poza Rzymem Drzwi Święte, par excellence symbol jubileuszu, wyprzedzając w katedrze w Bangi otwarcie w Republice Środkowoafrykańskiej nadzwyczajnego roku świętego miłosierdzia, ogłoszonego z okazji pięćdziesiątej rocznicy zakończenia Soboru.
Dzięki antycypacji obchodów jubileuszowych to miasto w sercu Afryki spragnionej pokoju stało się w zamierzeniu Papieża "duchową stolicą świata». W kraju, gdzie wielu «nie ma nawet siły, by zareagować, czekają jedynie na jałmużnę, jałmużnę w postaci chleba, jałmużnę w postaci sprawiedliwości, jałmużnę w postaci okazania względów i dobroci" - powiedział Franciszek, dodając, że "wszyscy czekamy na łaskę, jałmużnę w postaci pokoju".
Po zakończeniu Mszy św. I Niedzieli Adwentu papież wprowadził czuwanie modlitewne, które trwało potem przez całą noc, prowadząc z tysiącami młodych ludzi improwizowany dialog na temat konieczności opierania się złu i walki o dobro. A przed odejściem do konfesjonału, gdzie wyspowiadał kilkoro chłopców i dziewcząt, Franciszek jak zwykle poprosił młodych, by modlili się za niego, aby mógł być dobrym biskupem i dobrym Papieżem.