Franciszek to dla mnie ten sam ksiądz, którego spotkałem przed jedenastu laty: bardzo szczery, otwarty, wciąż ma ochotę zmieniać Kościół, zmieniać świat. I to robi – podkreśla Argentyńczyk Juan Grabois, przyjaciel obecnego papieża
Juan Grabois (1983), pochodzący z Patagonii na południu Argentyny przyjaciel papieża Franciszka, prawnik i wykładowca akademicki. Od 18. roku życia aktywnie działa na rzecz osób ubogich i wykluczonych w argentyńskich miastach i dzielnicach biedy; angażuje się w ruchy społeczne na rzecz pokrzywdzonych. W czerwcu 2016 r. przyjął papieskie zaproszenie do członkostwa w Papieskiej Radzie Iusticia et Pax. W Polsce gościł na zaproszenie Fundacji Salvatti.pl.
W jakich okolicznościach zetknął się Pan z kard. Jorgem Bergogliem?
W roku 2005 byłem zaangażowany w organizowanie społeczności tysięcy ubogich rodzin w jednym ze slumsów na obrzeżach Buenos Aires. Ludzie ci, terroryzowani przez lokalne mafie wspierane przez przekupioną policję, wybierali rzeczy ze śmietników i sprzedawali je jako surowce wtórne. Kardynał Bergoglio, dziś papież Franciszek, bardzo interesował się tym, co robimy. Wsiadał w metro czy autobus i jeździł do slumsów, by być z tymi ludźmi, rozmawiać z nimi. Widywałem się z nim.
Mieliście wspólne idee czy także organizowaliście wspólne działania?
Powiem tak: kardynał pomagał tym ludziom, jak mógł, a ja to mu trochę ułatwiałem.
To on Pana wypatrzył?
Na początku to nie była żadna osobista relacja. Któregoś dnia przyjechał, by odprawić w slumsach Mszę Świętą. Wygłosił homilię, która bardzo mnie poruszyła, po której starałem się z nim spotkać i porozmawiać. Wysłałem mu list, bardzo szybko oddzwonił. Tak się zaczęła ta przyjaźń.
Co to znaczy być przyjacielem papieża? Umawiacie się na kawę i rozmawiacie o swoich sprawach?
Tak to nie wygląda. Jestem raczej kimś w rodzaju krnąbrnego ucznia. Dla mnie to jest ten sam ksiądz, którego spotkałem przed jedenastu laty: bardzo szczery, otwarty, wciąż ma ochotę zmieniać Kościół, zmieniać świat. I to robi. O tym rozmawiamy.
W jednym z wywiadów mówił Pan, że dzięki niemu wrócił Pan do wiary.
To prawda. Byłem i jestem katolikiem; nigdy nie straciłem wiary, ale zanim spotkałem kardynała, nie chodziłem do kościoła. Dzięki niemu wróciłem do praktykowania wiary. Ale to zdarzyło się także milionom innych ludzi.
Co Pana przekonało?
Jego prostota i spójność przekazu. Bo można mówić piękne kazania, ale jeśli się nie żyje tym, co się mówi, to nikogo się nie przekona.
Czym się Pan zajmuje się w Radzie Iusticia et Pax?
Jestem doradcą pro bono. Moim głównym zadaniem jest nawiązywanie dialogu i łączenie ze sobą ruchów społecznych, także całkiem świeckich, oraz łączność między tymi ruchami a strukturami Kościoła.
Współpraca z Franciszkiem Pana zmienia?
Mądrzeję przy nim i wiele się uczę, a przy tym odkrywam, czym jest praktykowanie wiary. W skali globalnej urzeka mnie w nim to, że nieustannie udziela głosu tym, którzy głosu nie mają. Słucha ich.
Rozmawiamy m.in. na okoliczność przypadającej 17 grudnia 80. rocznicy urodzin papieża. Jak Pan ocenia rolę Franciszka dla Kościoła i świata?
On już bardzo zmienił i Kościół, i świat. Wystarczy porównać parkingi miasta Watykan na początku jego pontyfikatu i obecnie – co na nich stoi. Jeżeli papież mieszka we freestylowym hotelu Dom św. Marty, to kiedyś ludzie tam pracujący podchodzili do niego z ogromnym namaszczeniem, dystansem, a obecnie wszyscy tam są jak rodzina. Z mojego punktu widzenia ta jego rezygnacja z dóbr jest bardzo ważna dla ludzkości. Ale ten proces niewątpliwie jeszcze długo potrwa. Świat niechętnie idzie w ślady Franciszka – podlega innym procesom, jak konsumpcjonizm. Zobaczymy, jak to będzie wyglądało po jeszcze kilku latach tego pontyfikatu.
Jaką wizję Kościoła pokazuje nam Franciszek?
Kościół jest jak góra lodowa – to jest jego metafora. Przeważnie widzimy sam wierzchołek: papieża, kardynałów, biskupów. Ale Kościół to także Lud Boży, czyli to, co „pod wodą”, czego najczęściej nie widać. I to jest zła perspektywa. Mamy z tym problem i w Ameryce Łacińskiej, i w Europie. Franciszek chciałby tę górę lodową odwrócić, by to lud Boży był na wierzchu.
Wszyscy jesteśmy w Kościele równi, tylko mamy w nim różne funkcje, zadania. I to nie lud Boży, laikat, ma być „pod wodą”, na służbie biskupów, ale musi być dokładnie odwrotnie. I z tego, co wiem, to samo, co Franciszek, mówi nauka Kościoła (śmiech).