20 kwietnia
sobota
Czeslawa, Agnieszki, Mariana
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Gość w dom

Ocena: 0
4278
Okres „obdarowywania kolędą” trwał od Bożego Narodzenia do wigilii święta Trzech Króli i nazywano go czasem szczodrym.
W dawnej Polsce kolędą nazywany był zwyczaj rozdzielania podarunków – często znacznej wartości – przez królów, panów, dziedziców i gospodarzy – domownikom, podwładnym i służbie. Współczesna praktyka wizyt duszpasterskich, czyli „chodzenia po kolędzie” księży w okresie od Bożego Narodzenia – a niekiedy już od Adwentu – do Popielca ma więc swój początek w staropolskim zwyczaju gościnności i hojności. Księdzu przychodzącemu z kolędą ofiarowujemy zazwyczaj – jako gospodarze – pewną sumę pieniędzy na rzecz kościoła parafialnego. W ten sposób wizyta duszpasterska jest także okazją do wypełnienia piątego przykazania kościelnego, które nakazuje troszczyć się o potrzeby materialne wspólnoty Kościoła (KKK 2043; KPK 222).

Głównym jednak celem kolędy są spotkanie i modlitwa parafian z duszpasterzem, czyli możliwość wzajemnego poznania i bezpośredniej rozmowy w domowej atmosferze. Kancelaria parafialna i zakrystia z natury rzeczy stwarzają dość oficjalny klimat, związany ze sprawą, którą chce się załatwić. Tymczasem w domu jesteśmy u siebie, na własnym terenie. Łatwiej tu o dobrą wolę i kontakt.

Poza tym istotne jest też pokropienie przez księdza mieszkania wodą święconą. Ten obrzęd ma na celu usunięcie z domu wpływu i mocy złego ducha i oddanie mieszkańców pod opiekę aniołów stróżów. Oczywiście, pobłogosławienie domu i przedmiotów kultu religijnego nie zastępują czyjegoś nawrócenia, jednakże osłabiają działanie szatana.

Ta – niejednokrotnie zbyt krótka – wizyta daje jednak każdemu parafianinowi możliwość bezpośredniego spotkania z księdzem i zadania własnych pytań. Jeśli jest taka potrzeba, można od razu umówić się na kolejną rozmowę w niedalekiej przyszłości. Bywa tak, że rozstrzygnięcie niektórych problemów rodzinnych, dążenie do rozwiązania trudnych zagadnień z życia osobistego, parafialnego czy społecznego miały swój początek w jakimś impulsie właśnie z kolędy, w natchnieniu chwili. Popularna kolęda wpisuje się więc w jakiś sposób w całokształt pracy duszpasterskiej, bo jej rezultatem jest też ożywienie świadomości wiernych we wspólnocie parafialnej.


Bez żadnej selekcji

Polska kolęda jest unikatową formą duszpasterstwa w skali Kościoła powszechnego. To jedna z naszych specyficznych cech dostępności księży dla wiernych. Niby nic skomplikowanego. Ksiądz chodzi od domu do domu i odwiedza mieszkańców. Modli się, przekonuje, zachęca, pociesza, błogosławi. Dzięki temu może poznać warunki życia i potrzeby parafian, ale także lokalną historię, tradycje i sukcesy. To chyba jedyna sytuacja, gdy duszpasterz bez znieczulenia zderza się z realną tkanką społeczną. Wszystkie inne formy jego pracy obejmują tych, którzy już wierzą, i związane są z jakąś selekcją.

Wartość kolędy w całości chrześcijańskiego życia rodzinnego i parafialnego zależy przede wszystkim od tego, czy korzystamy z takiej możliwości spotkania. Mimo wszystko. Z wielką wdzięcznością i szacunkiem myślę o tych osobach, które długo czekają, a nawet zwalniają się wcześniej z pracy, aby być na kolędzie. Czy jej sens zależy od tego, czy odezwą się do księdza?

Ksiądz, wbrew pozorom, przychodzi po to, aby słuchać. Na co dzień wiele mówi – kazania, w konfesjonale, w kancelarii – i to najczęściej w monologu. A tu przychodzi po to, aby nawiązać dialog i modlić się. Bo aby się modlić, trzeba wiedzieć nie tylko jak, ale także za kogo i o co. To prawda, że kapłan nie ma gotowych recept, cudownych lekarstw na bezrobocie młodzieży, alkoholizm męża, choroby starszych, problem emigracji. Przypomina jednak, że tylko „przez Chrystusa, z Chrystusem i w Chrystusie” można znaleźć motywy nadziei i przetrwania. Słowem, sens tego, co boli i co jest trudne.

We Włoszech księża odwiedzają swoich parafian
w ich domach w okresie wielkanocnym.
Przebieg takiej wizyty jest podobny do naszej kolędy

Czasem efektem wizyty duszpasterskiej są decyzja rodziców o ochrzczeniu dziecka, przygotowanie kogoś do bierzmowania czy zaproszenie księdza do chorego. Czasem po kolędzie powiększa się grono ministrantów, chórzystów czy wolontariuszy zespołu charytatywnego. Częściej jednak otwarte drzwi są jedynie znakiem chęci „zaliczenia kolędy” i zaznaczenia tego faktu w papierach, a gospodarze traktują księdza jak koniecznego intruza. Jedna trzecia ankietowanych odpowiada, że jest to po prostu „rutynowa wizyta”. A przecież powinna stwarzać szansę na zmianę w życiu parafian, skłonić do zastanowienia, zaprosić do współpracy.

Do przeszłości należy miły, wzruszający obraz drogi, na której mieszkańcy przy furtkach, odświętnie ubrani, mimo zimowej pory cierpliwie oczekują i wypatrują księdza. Ale nadal coroczna kolęda jest ważnym wyznaniem wiary, publicznym przyznaniem się do wspólnoty z Bogiem i Jego Kościołem. Prawdziwy chrześcijanin musi wyjść z utajenia wygodnej prywatności, z kryjówki w bezmyślnym tłumie, jeżeli chce jeszcze coś znaczyć we współczesnym świecie.

Tak czy inaczej kolęda jest największym ewangelizacyjnym i logistycznym przedsięwzięciem parafialnym w roku. Jej przebieg i owocność bardzo zależą od jasnej organizacji. Nie da się ukryć, że kolęda bywa też wyczerpująca. Po pierwsze – z powodu fizycznego wysiłku, zwłaszcza w niepogodę, w czasie licznych wędrówek do rozproszonych domów, osad i osiedli. Po drugie – z racji ograniczonego czasu. Po trzecie – z powodu spraw, którymi część osób się dzieli, a którym ksiądz najczęściej nie jest w stanie zaradzić. Powstaje szczególna sytuacja, poniekąd toksyczna, gdy w stosunkowo krótkim czasie ksiądz zostaje obciążony wieloma różnymi problemami bliźnich, ich troskami, pytaniami. Dość szybko może się uodpornić i biec dalej; chodzić jak widz, skacząc po domach jak po telewizyjnych kanałach.

Arcybiskup Damian Zimoń radził, żeby zwolnić i się zatrzymać – „trzeba usiąść”. A papież Franciszek pyta: „Czy Kościół potrafi być jeszcze powolny: w zakresie czasu – aby słuchać; w cierpliwości – aby scalać i porządkować? Odzyskajmy spokój, abyśmy umieli dostosować krok do możliwości pielgrzymów, do ich tempa marszu; odzyskajmy umiejętność bycia zawsze blisko, aby im umożliwić otwarcie furtki w rozczarowaniu, jakie jest w ich sercach; abyśmy mogli do nich dotrzeć”.


Skąd ten pośpiech?

Dlaczego księża zwykle się spieszą? Przede wszystkim dlatego, że kolędę trzeba skończyć w określonym czasie. Nie wypada odwiedzać osób po godzinie 21.30. Trudno chodzić po kolędzie w Wielkim Poście, a tym bardziej do Wielkanocy. Do tego dobrze byłoby zdążyć jeszcze przed feriami, aby zastać w domach dzieci i młodzież przed zimowymi wyjazdami. Poza tym na księży czekają wszystkie codzienne obowiązki duszpasterskie, które na czas wizyt duszpasterskich są ograniczane lub zawieszane. Z punktu widzenia członków zespołów lub wspólnot parafialnych jest to martwy miesiąc. Na pewno też nie wszyscy wierni potrzebują długich wizyt. Doświadczony duszpasterz szybko to wyczuwa. A czasem widać, że rozmowa po prostu się nie klei. Zatem, jeśli nawet księża mieliby więcej czasu, dobrą wolę muszą wykazać też parafianie.

Trzeba podkreślić, że Kodeks Prawa Kanoniczego obowiązek składania wizyt duszpasterskich nakłada przede wszystkim na proboszcza, który pragnie dobrze wypełnić funkcję pasterza: „Powinien starać się poznać wiernych powierzonych jego pieczy; winien nawiedzać rodziny, uczestnicząc w troskach wiernych, umacniając ich oraz roztropnie korygując” (KPK 529.1). Oczywiście, czyni to we współpracy z księżmi wikariuszami. Wiadomo jednak, że inaczej przeżywa te spotkania i przetwarza wiedzę ksiądz mający świadomość, że za rok, dwa „stąd odejdzie”. Postawa ta nie wynika z lenistwa czy nieodpowiedzialności, ale z roztropności i elementarnej higieny psychicznej.

Tak czy inaczej każdy ksiądz powinien podejmować ten trud ze względu na Królestwo Boże. Nie dla szukania własnej czci czy zysku; nie dla wyrazów wdzięczności i uznania; nawet nie w poszukiwaniu owoców swojej pracy. Powinien podejmować trud wędrowania od domu do domu ze względu na „Boga, który porzucił szczęście swoje, wszedł między lud ukochany, dzieląc z nim trudy i znoje”. A jeśli chce się coś dobrego osiągnąć, wysiłek jest
niezbędny.

A kapłan z racji rozpoznanego powołania żyje ciągle w stanie kolędy: od rodzinnego domu przez kościół parafialny i seminarium do plebanii, z parafii na parafię, ze szkoły do szkoły. Żyje niejako na skrzyżowaniu dróg wypowiadanego Słowa, spotykanego człowieka i sprawowanego sakramentu.

ks. Jan Sawicki
fot. ks. Henryk Zieliński/Idziemy

Idziemy nr 2 (434), 12 stycznia 2014 r.


PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 20 kwietnia

Sobota, III Tydzień wielkanocny
Słowa Twoje, Panie, są duchem i życiem.
Ty masz słowa życia wiecznego.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 6, 55. 60-69
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Najczęściej czytane artykuły



Najczęściej czytane komentarze



Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter